W ostatnich latach, kiedy Małgosia zamieszkała w Warszawie, a ja od dawna wynajmowałam samodzielne mieszkanie, rodzinnie spędzaliśmy czas najczęściej w Zaduszki, kiedy to po odwiedzinach na cmentarzu Rakowickim tradycyjnie szliśmy do restauracji na długi obiad. I w święta.
Najbardziej utkwiły mi w pamięci Wigilie, bo to był chyba najważniejszy dzień w roku. Na środek pokoju wysuwało się stary dębowy stół po babci. Pod oknem stała zawsze prawdziwa choinka (mama skrupulatnie przechowywała w pudełkach ulubione niebieskie bombki i niebieskie włosy anielskie), a pod nią stos prezentów, które musiały być niespodzianką.
Bywało, że na stole brakowało sztućców, każdy talerz był inny albo nie mogliśmy znaleźć żadnych pasujących do siebie i w miarę równo trzymających się krzeseł, ale to był najwspanialszy wieczór w naszej rodzinie.
Wszystkie potrawy przygotowywała mama: robiła genialne wielkie uszka i barszcz, ryby po żydowsku i w galarecie, piekła sernik... Tata zajmował się rybami. Mama złościła się, że co oskrobie karpia, robi przerwę "na kawkę", to w efekcie przygotowanie ryb zajmowało nieraz całą poprzedzającą Wigilię noc.
W dzień wigilijny ja sprzątałam i pomagałam mamie mielić orzechy i ucierać w makutrze masę na sernik, a Małgosia nakrywała stół, wściekając się przy tym: "Choć raz niech będzie elegancko!". I biegła do sklepu po nowy obrus, serwetki, świece, nakrycia... "Mamo! Jak mogłaś podać na stół grzybki w słoiku?!", krzyczała.
Gdy około ósmej wieczorem stół był już nakryty, barszcz gotowy. a ryba dochodziła w piekarniku, tata Maciek oznajmiał: "To ja teraz szybciutko wezmę prysznic, ogolę się i przebiorę", po czym znikał na godzinę w łazience, a my, wściekłe, głodne, ale i rozbawione, czekałyśmy przy stole. Dla taty było ważne, by zasiąść do wigilijnej kolacji w garniturze i białej koszuli, pod krawatem. Miał swoje miejsce przy stole (zawsze siadaliśmy na tych samych miejscach), tak zwane najważniejsze, u szczytu stołu, bo mimo apodyktyczności mamy, to jednak on był głową rodziny. Zresztą mistrzom należą się najważniejsze miejsca przy stole, a Mistrzem był dla nas zawsze.
W ostatnią Wigilię wszystkie potrawy zamówiliśmy w zaprzyjaźnionej restauracji. Dziwnie było dawać mamie w prezencie - zamiast nowego swetra czy spodni - kolejną piżamę czy koszulę nocną do szpitala.
To była nasza ostatnia wspólna Wigilia.
Mama zmarła 4 stycznia, a Tata 1 lutego.
Katarzyna T. Nowak, www.KatarzynaTNowak.wordpress.com
Ta historia bierze udział w konkursie z Limango: "Moja wigilijna opowieść". Poznaj szczegóły konkursu (klinknij tutaj) i przyślij do nas swoją magiczną opowieść! Konkurs z Limango: 9.12 - 22.12.2013, ogłoszenie wyników 23.12.2013
Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)
Jak przygotować siebie i dziecko do żłobka?
MarysiaB, 04.10.2024
Jak kręcić hula hop żeby nie spadło?
MarysiaB, 04.10.2024
Co jeść żeby dziecko nie miało kolki?
MarysiaB, 03.10.2024
Jak kręcić hula hop z wypustkami?
MarysiaB, 03.10.2024
Co ugotować dziecku po 6 miesiącu?
MarysiaB, 03.10.2024
Jak nauczyć się jeździć na deskorolce elektrycznej?
MarysiaB, 02.10.2024
MarysiaB, 02.10.2024
Jaką broń do samoobrony bez pozwolenia?
MarysiaB, 02.10.2024
MarysiaB, 01.10.2024
Czy na hulajnodze elektrycznej trzeba jeździć w kasku?
MarysiaB, 01.10.2024
igomama, 28.09.2024