"Bo porody są przereklamowane..." Część 2

Dalszy rozwój wydarzeń? Dojechaliśmy do szpitala i pokulałam się na porodówkę:
-Dzień dobry, ja wpadłam na przyjęcie.
-Skierowanie jest?
-Tak, przede mną. Nadciśnienie, ciąża przenoszona, skurcze co 5 minut od 1 w nocy.
- Proszę na badanie. I zobaczymy, co dalej.

No, więc poszłam. W szczegóły się wdawać nie będę, w każdym razie „5 cm rozwarcia”- usłyszałam- „ Na porodówkę”. 

No to dawaj! Podreptałam i wkrótce dotarł do mnie R. Moja mama w poczekalni dreptała z nóżki na nóżkę.

Rodziliśmy w całkiem przytulnym pokoiku, który nie przypominał szpitala oraz mojego wyobrażenia o białych płytkach, stalowych
blatach i masie lamp świecących niebieskawym światłem.

Rozwój wydarzeń nieco zelżał na dynamice. Rozwarcia, jakie było, takie się
utrzymywało. Chyba się lekko spięłam, czego absolutnie nie było widać po
moim uśmiechu i żartach z rodziną oraz personelem, który usilnie próbował mi
wmówić, że nie mam skurczy. Skoro taka radosna jestem, to pewnie nie rodzę. No
ale cóż, przecież mogłam się mylić, nie? Wcale nie mieć wysokiego progu
bólu, tylko zwyczajnie sobie wyczarować rozwarcie na czas badania. Skurcze na
KTG dochodzące do 90 też były moją imaginacją! A co!

I tak czekaliśmy, aż zrobiło się nudno. Przyszła moja położna i mówi: „Trzemy piersi”.
Więc działamy, tworzymy oksytocynę, bo brzuch wysoko. Rozwarcie, jakie było takie
jest- i tak od 19 tarłam i tarłam… Były skurcze, ale bez szału.

No to weszła Pani Marzenka ze swoją tajną bronią! - strzykawką przezroczystego płynu w czymś, co przypominało imadło z licznikiem taksówkarskim (swoją drogą śmieszne
urządzenie, które okazało się mało śmieszne kilka chwil później). To dopiero były skurcze! Gdy moja położna weszła po kilkunastu minutach, stwierdziła: „NO!. Taką Cię
chciałam Asieńka widzieć”. A ja się skręcałam wprost proporcjonalnie do
skrętu mych trzewi.

Nie wdając się w szczegóły powiem tak, starczyło mi sił na to, żeby samodzielnie chodzić do łazienki, co wiązało się z chwilowym odłączeniem od kroplówki i KTG. Dziwnie często mi się siku chciało, przynajmniej dwa razy na godzinę. Za drugim wyjściem wróciłam z łazienki z 9cm rozwarciem.

Mój mąż wybrał genialny moment na wyjście do sklepu! Rzecz jasna po papierosy, bo tego wymagała sytuacja! Jasne! Ja mam pełne rozwarcie i mówię, no nie!
Bez niego nie rodzę! Spięłam się w sobie, R. wrócił, a tu cała akcja rozgrywa się
w najlepsze!

Długo nie czekając nastąpiła szybka akcja. Trochę zamieszania, bladość na twarzy
mojego Ślubnego, moja mama napierająca na mnie z jednej strony, położna z drugiej, 3 parcia i Młody z nami. Druga faza porodu trwała 5 minut. Dziecku do dzisiaj opuchlizna z oczu schodzi)

Reszty historii Wam oszczędzę. Rodzące wiedzą, co dzieje się dalej, a nie
rodzące mogą się domyślać albo dokształcić. U mnie obeszło się bez cięć i zbędnych szyć, zatem nie do końca poznałam przysłowiowy „ból, pot i łzy”:)

Stąd w moim mniemaniu porody są przereklamowane.
Chociaż mój mąż stwierdził, że jednak na razie wstrzymamy się z kolejnym
dzieckiem.

Młody: waga 3710, długość 54 cm, 10/10pkt- piękniutki różowiutki, a nie żaden
kurczakowy pomarszczuch.
Na poporodowej dostałam brzdąca od razu do piersi i tak się uczyliśmy siebie z tym
karmieniem przez następne dni. Na szczęście obeszło się bez żółtaczki, co
zaowocowało niedzielnym wypisem do domu!

Autorka: Joanna Raatz

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam