Estetyczne rodzenie.

Każda przyszła mama ma jakieś wyobrażenie porodu swojego wyczekiwanego bobasa. Jedna marzy o tym, żeby partner trzymał ją za rękę i wspierał w trakcie całej akcji i podziwiał razem z nią maluszka w trakcie jego pierwszego oddechu. Inna myśli tylko o tym, żeby jakoś sobie dać radę z bólem i o tym, żeby bobas był zdrowy. A o czym myślałam ja?

No cóż, nie podeszłam do tego hm... typowo. Na sto procent wiedziałam, że będę się denerwowała i -w związku z tym, że był to pierwszy mój poród- wiedzy teoretycznej nie będę potrafiła przełożyć na praktykę. Myślałam również o tym, żeby nie dołączyć do grona 'gwiazd' lądujących na porodówce z pełnym rozwarciem, nie raz nie dwa się z tego głośno śmiałam.

Im bliżej było nam do terminu tym częściej przychodziły też inne myśli... Wody, krew i inne wydzieliny.

Nigdy nie byłam specjalnie ckliwa w tym temacie ale chyba Kacper po prostu wyciągnął ze mnie całą odwagę i brak wstrętu do krwi, bebechów ... No cóż, na 17 dni przed terminem trafiliśmy na porodówkę, pan doktor zdziwiony, że brak skurczów a tu co? rozwarcie na osiem centymetrów! Na dodatek okazało się, że ułożenie dziecka fatalne- słyszałam tylko 'na talerzu jest! cesarka będzie jak wody nie odejdą' i zalecenie do najmłodszego lekarza 'patrz ile możesz i zapamiętuj, bo może być ciężko'.

Łóżko, kroplówka... Dwie godziny i brak jakiejkolwiek akcji. Nawet wody nie odeszły mi same, a kiedy pęcherz miałam przebijany cały zespół przygotowany na ewentualną cesarkę. I to był pierwszy krok do moich hmm... odruchów.

Wszystko nagle przestalo się liczyć- ból, skurcze i ich brak, zalecenia położnej do gimnastyki, żeby dziecko jednak urodziło się naturalnie... Wszystko. Już przestało to być magicznym doświadczeniem, niepowtarzalnym momentem bliskości matki i dziecka.
Zaczęło się powstrzymywanie się od wymiotów, wydzielanie z siebie dziwaczności... Wymieniać nie muszę, każda matka rodząca naturalnie wie, co się dzieje, chociaż przy cesarce podobno jest gorzej, bo świadomość zostaje a dziecko ktoś z brzucha wyciąga...

Koszmar. Poród to było najobrzydliwsze doświadczenie w moim życiu, chociaż francuskim pieskiem nie jestem. Wszystkie moje znajome, które sa już po tym bardzo mi sie dziwią- ale co ja poradzę? Tak się stało i już.

Nie ujmuje to jednak niczego w tym momencie, kiedy bobas już leżał na moim brzuchu po raz pierwszy i z magią jaka towarzyszy pierwszemu okrzykowi. Od czterech miesięcy codziennie Kacper dostarcza mi już nie bólu a radości i szczęścia. Patrzenie jak z każdym dniem staje się co raz większy daje niewykła satysfakcję i dumę z samej siebie, że dałam radę, że sama przez to przeszłam mimo nieukrywanego braku komfortu. Teraz jest już tylko pięknie.

Komentarze Facebook

Najnowsze

zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny
zakatekanny

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam