Król Kruków i Złoty Ptak

Rano po łąkach i osiedlu snuły się mgły, ale koło południa przebiło się słońce. Mama z bliźniakami wybrała się na spacer do lasu. Po drodze odebrała Stasia z przedszkola i wszyscy razem poszli pod dęby szukać żołędzi. Najpierw skręcili w wąską ścieżkę prowadzącą pod baldachimem żółtych liści klonu, minęli kilka sosen i wyszli na polankę, na której nieco z boku rósł samotny, potężny dąb. Kiedy zbliżyli się z hałasem (dzieci urządziły wyścigi, a wiadomo, że takim wyścigom towarzyszą piski i przepychania), spłoszyli stado wron. Pod dębem leżało mnóstwo żołędzi, więc szybko napełnili kieszenie w kurtkach i torebkę mamy. Po powrocie do domu dzieci położyły zebrane żołędzie na stoliku na balkonie. Zapomniały o nich i zajęły się innymi rzeczami (Franek grał na pianinie, Basia przed lustrem przymierzała czapki i apaszki, Staś czytał). Potem zrobił się wieczór i przyszła pora pójścia do łóżek. A o świcie na balkon przyleciało Licho pod postacią sójki i porwało jeden z żołędzi. Licho wsadziło go w ziemię w dużej drewnianej skrzyni, w której posadzony był winobluszcz. I dorzuciło magiczne zaklęcie przyspieszające wzrost. Ot, taki kawał. Ranek i przedpołudnie przebiegały zupełnie zwyczajnie. Jednak po południ dzieci zobaczyły na balkonie olbrzymie drzewo. Był to dąb, który urósł z żołędzia zasadzonego przez złośliwe Licho. A w jego potężnych konarach znajdowało się gniazdo niezwykłego ptaka, który odezwał się do dzieci ludzkim głosem: - Witajcie. Jestem Złotym Ptakiem. Zobaczyłem ten dąb w tak nietypowym miejscu, na balkonie ostatniego piętra, wśród podobnych bloków. Ponieważ grozi mi niebezpieczeństwo, postanowiłem właśnie tu uwić swe gniazdo. - Niebezpieczeństwo? – wtrącił Staś – nie bój się, my cię obronimy! - Tak, tu będziesz bezpieczny – dodał Franek. Mama zawołała dzieci do mieszkania, wróciły więc do środka na podwieczorek. Ale zaraz potem znów ubrały ciepłe bluzy i wybiegły na balkon, by pilnować złocistego ptaka. I w samą porę – wtedy bowiem nadleciało stado wron. Wrony zaatakowały niezwykłego ptaka, a ich przywódca – wielki, czarny kruk podleciał do gniazda i porwał z niego trzy złote jaja. Dzieci rzuciły się na pomoc i odpędzały wrony. Walka była zaciekła, Staś odpędzaeł wrony swoim plastikowym mieczem, Franek wymachiwał kijem od mopa, Basia robiła dużo hałasu. Wreszcie wszystkie wrony odleciały za swym przywódcą. Ptak z rozpaczą latał nad gniazdem, w końcu usiadł na najniższej gałęzi i rozpłakał się. - To był Król Kruków. Porwał złote jaja. Jeśli do jutra do południa ich nie odzyskam Król Kruków zdobędzie nade mną władzę i uwięzi mnie. A wtedy cały pobliski las i sąsiadujący z nim park zamienią się w szarą, smutną pustynię. - Musimy odebrać mu jaja! – Staś podjął szybką decyzję. Ptak wyrwał ze swoich skrzydeł trzy złote pióra i podał każdemu z dzieci po jednym. Potem zaśpiewał w nieznanym języku, ale pieśń – poza tym, że była piękna – miała chyba jakąś magiczną moc, bo dzieci zaczęły unosić się w powietrzu. - Lećmy za nimi – powiedział Złoty Ptak – spróbujemy odzyskać złote jaja. Dzieci wraz ze Złotym Ptakiem poleciały w stronę lasu, w którym zniknęło stado wron. Za chwilę znaleźli się na szarej kamiennej polanie, pośrodku której stało wysokie, uschnięte drzewo. Na jego szczycie znajdowała się siedziba Króla Kruków. Kiedy kilak wron dostrzegło dzieci – poderwały się z krakaniem w górę i w ten sposób zaalarmowały pozostałe. Ptaszyska rzuciły się na dzieci, zaczęły je atakować, próbowały je dziobać i łapać szponami. Chłopcy i Złoty Ptak dzielnie się bronili, a tymczasem Basia szybko podfrunęła do czubka drzewa i udało jej się wykraść trzy złote jaja. Szybko poleciała w stronę domu, podczas gdy chłopcy jeszcze walczyli z ptaszyskami i niestety ostre dzioby wron zadały im rany. W końcu jednak wrony zostały pokonane, pochowały się w kolczastych głogach na polanie, a Staś chwycił Franka za rękę i obaj polecieli za siostrą. Kiedy wylądowali na balkonie i podali Złotemu Ptakowi odzyskane jaja, ptak był bardzo wdzięczny. - Dziękuję wam bardzo. Udało się wam. Jesteście odważni i szlachetni – powiedział ptak i ostrożnie wsadził jaja z powrotem do gniazda. - Nie ma sprawy – odparła Basia – nie chcemy przecież, by Król Kruków zamienił tę okolicę w kamienną pustynię. - Poza tym jesteś naszym przyjacielem, obiecaliśmy ci bezpieczeństwo – dodał Staś. A Franek pogłaskał Złotego Ptaka. Następnego dnia z jaj wykluły się trzy pisklęta. Dzieci tuż po śniadaniu poszły na balkon. - Widzicie te ptaszęta? – zapytał Złoty Ptak pokazując pisklaki dzieciom – teraz Król Kruków stracił moc na następnych 100 lat. Dzieci odtańczyły taniec radości, a Złoty Ptak i trzy małe złote ptaszki rozłożyły skrzydła i wszyscy odfrunęli. Dąb na balkonie zrobił się maleńki, aż zostały tylko dwa młode, zielone listki wystające z ziemi w donicy. Na balkon wyszła mama, nachyliła się nad drewnianą skrzynią skręconą przez tatę i powiedziała: - O jeju, widzicie? Pewnie jakaś sójka wsadziła tu żołędź w ziemię i z niego wyrósł malutki dąbek. Chodźcie już do środka, od wczoraj ciągle siedzicie na tym balkonie. A chyba chcieliście robić ludziki z żołędzi?

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam