Relacja z porodu w Niemczech

Historia mojego porodu jest niesamowita, przynajmniej na pewno dla mnie. Nie wiem sama jak my to z mężem przeżyliśmy. Zdarzyło się to 05.05.2010 roku w Hannoverze. Mieszkam od kilku lat w Niemczech i jak zaszłam w ciąże zostałam objęta troskliwą opieka .Od położnej dowiedziałam się jak przebiega poród w Niemczech i byłam zadowolona, że mogę tu urodzić. Aromaterapia, masaże, akupunktura, małe kameralne sale- to wszystko miało pomóc przy porodzie. Gdy wstałam rano miałam lekkie bóle zwiastujące coś, co miało się wkrótce wydarzyć. Mąż lekko wystraszony poszedł do pracy, a ja czekałam. Gdy tylko wrócił około 17.00 pojechaliśmy do szpitala, ponieważ wydawało mi się, że to już.

Niestety po dwugodzinnych badaniach musiałam wrócić do domu, gdyż był to fałszywy alarm. Zjedliśmy jeszcze ze starszą córką (7 lat) i teściową kolację, a potem poszliśmy spać. I wtedy się zaczęło…Bóle wydawały mi się mocniejsze i częstsze, ale przecież byłam w szpitalu i powiedziano mi, że muszę cierpliwie czekać. Ledwo wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Tam odeszły mi wody.

Teraz nie miałam już wątpliwości. Ból tak mnie złamał, że jedynie mogłam położyć się na podłodze w przedpokoju i czekać na karetkę, która bardzo szybko przyjechała .Lekarz wszedł z kanapką w ręku i jak mnie zobaczył na podłodze nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać. Lekko spanikował. Zbadał mnie i stwierdził, że urodzę w domu. Dla mnie to było już obojętne, ale wszyscy wokół panikowali. Przenieśli mnie do kuchni na podłogę, gdzie było widniej. Lekarz zadzwonił po ginekologa, który przyjechał w ciągu 5 minut. Niestety nie zdążył, ponieważ już było po wszystkim.

Urodziłam moją malutką Suzanne bardzo szybko i bez problemów. W moim domu, w mojej kuchni, na mojej podłodze, z moim mężem. Lekarze zawinęli malutką w folię.  Zrobiono sobie z moją córeczką zdjęcie. Mąż przeciął pępowinę i pojechaliśmy do szpitala. Na oddział wprowadzili mnie wszyscy z obu karetek, nawet kierowcy. Stwierdzili, że należy nam się eskorta. Lekarz, który odbierał poród pracuje w karetce 20 lat, a to był jego pierwszy poród w domu. Na oddziale przywitała nas pani doktor, która kilka godzin temu stwierdziła, że mam jeszcze czas. Była bardzo zmieszana, tym bardziej, że lekarz odpowiednio to skomentował.

W szpitalu byłyśmy rozpieszczane. Śniadanka i obiadki do łóżka, masaż. Całe szczęście dla nas i dla nich, że wszystko skończyło się dobrze. Moja córeczka urodziła się o godzinie 23.57, ważyła zaledwie 2450g i miała 51 cm. To była dla nas niesamowita przygoda.

Autorka: Edyta Pawlak

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam