Mam wrażenie, że ZAWSZE wszystko co wymarzyłam gdzieś po drodze się psuje, bo ostatecznie dotrzeć do mnie poszarpane, niekompletne, w gruzach. To, co miało być tylko sielanką i szczęściem okazuje się kompletną porażką. Moją? Pewnie moją.
Wiele kosztowało mnie by nauczyć się mówić o uczuciach. Konkretnie o tym, co mnie boli, co przeszkadza i co się okazało? Że jak siedzę z buzią zamkniętą na kłódkę to generalnie wtedy jest tylko dobrze. Takie "dobrze" to pojęcie względne...pozorna aureola szczęścia która otacza młodych a w której ja się duszę. Poświęcam teraz 70% czasu dziecku, chciałabym poświęcić całą resztę mojej drugiej połówce ale nie wychodzi to tak, jakbym chciała. Tak jest łatwiej, bo matka ponoć macierzyństwa nie musi się uczyć. Mężczyzna z kolei tak. Ponieważ nie rodzi się ojcem w sensie psychicznym, dopiero krok po kroku się nim staje. Im bardziej tego chce, tym szybciej to nastąpi, a najważniejsza jest w tym wszystkim własna inicjatywa. Ona w naszej trójce praktycznie nie funkcjonuje. Ja nie czuję potrzeby namawiania do tego, żeby tato "nauczył" się syna. Wychodzę z założenia, że nic na siłę.
W konsekwencji tego, jak ostatnio żyję jestem wykończona. Znów zaczął siadać mi kręgosłup... mam ochotę się poruszać ale mam małe możliwości.
Często czyta się o rozpadzie małżeństwa po urodzeniu dziecka. Jest to dla mnie niedorzeczne, bo przecież marzyliśmy o Wojtusiu. Poświęciłam wszystko, żeby szczęśliwie go urodzić, a teraz poświęcam wszystko żeby dobrze go wychować i żeby był zdrowy. Nie jestem w pełni szczęśliwa. Wiem, że nigdy nie będę. W głębi cały czas myślę o Kubusiu - moim pierwszym synku, który urodził się martwy w 34 tygodniu ciąży. Mam wrażenie, że tylko ja świadomie mogę powiedzieć że mam dwóch synów. Dlaczego tylko jeden jest z nami? Co mnie boli? Boli mnie, że nie mogę poświęcać Kubusiowi tyle czasu co kiedyś. Bywam na cmentarzu raz w tygodniu, czasami raz na dwa. Czuje się tak, jakbym go zaniedbywała. To jedyna kwestia o jakiej nie potrafię mówić, a która boli nadal tak samo mocno.
Dziecko zmienia dodatkowo kwestię walki o dobro w małżeństwie. Kiedyś sprawiłabym, żeby skały srały, żeby tylko było dobrze. Dziś najprościej nie mam na to sił. I czasu. Druga połówka nie walczy, bo ja nie walczę. Nie odzywa się, nie rozmawia, bo ja nie rozmawiam. Jest źle, odkąd mówię co myślę. No i jak ma być dobrze.
Kwestia jeszcze tego, czy chcemy żeby było inaczej? Czego chcemy? Ja już nie wiem czego chcę...za długo to już trwa.
Jestem wykończona wstawaniem w nocy. Mąż od 7 miesięcy nie ruszył tyłka - bo pracuje i musi się wyspać. Nie bierze pod uwagę, że jestem na nogach od 6 do 20:00 przy Synku, plus wstawanie często co godzinę w nocy. I tak od kilku miesięcy... Rozmawialiśmy wielokrotnie na ten temat. Zdanie ma jedno - on pracuje więc śpi - ja SIEDZĘ w domu więc wstaję. Co musi się stać? Mam zemdleć i nie wstać, żeby zobaczył jaka to ciężka praca?
A jak pójdę do pracy? Kto będzie wstawał w nocy???
Jak jest u was??
Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)
W co ubrać dziecko do chrztu latem?
Katarzyna Mróz, 25.04.2024
Czy noworodki potrzebują zabawek?
Katarzyna Mróz, 24.04.2024
Jak zrobić herbatniki maślane?
Katarzyna Mróz, 24.04.2024
Katarzyna Mróz, 24.04.2024
Jak odświeżyć dziecięcy pokój?
Katarzyna Mróz, 23.04.2024
Jak zrobić dezodorant z ałunu?
Katarzyna Mróz, 23.04.2024
Katarzyna Mróz, 23.04.2024
Nagrobki granitowe - jakie pomniki mogą wyjść spod ręki rzem...
mika3008, 22.04.2024
Jak kłaść dziecko na brzuszku?
Katarzyna Mróz, 22.04.2024
Jaką wysokość czapki dla dziecka?
Katarzyna Mróz, 22.04.2024
Czy dziecko w drugiej klasie musi umieć czytać?
Katarzyna Mróz, 22.04.2024