Pisząc poprzedniego posta miałam ukryty cel - chciałam zmotywować Jasia do treningów do Małego Katorżnika ;) Gadanie gadaniem, ale... na blogu co napisane to święte ;) Matka musi publicznie przyznać, że nie wierzyła w wytrwałość syna... W końcu zmuszenie Aspika do aktywności fizycznej graniczyło z cudem... Matka przegląda już lumpeksy w poszukiwaniu worka pokutnego, bo....
No właśnie ;) Pierwszy trening już za nami ;) Przeżyliśmy - my z Jasiem mamy lekkie zakwasy i poruszamy się bardzo...dostojnie :-D za to Monia... ehhh... gdyby nie my (zamykający bieg) pewnie prowadziłaby od startu do mety ;) no ale musiała od czasu do czasu przystanąć i sprawdzić gdzie się matka z bratem toczą ;)