Wywiad z Izabelą Mikrut, blogerką i autorką książki "A moja ciotka"

Iza Mikrut od 2012 roku pisze ksiażki dla dzieci. W tym roku została opublikowana jej pierwsza książka pod tytułem "A moja ciotka".

Izo, opowiedz o sobie, lubiłaś pisać w dzieciństwie?

Może bym i lubiła, ale… nie potrafiłam! Wymyślenie najprostszej bajki wydawało mi się zadaniem ponad siły. W końcu od pisania są pisarze, a nie dzieci. W takim bzdurnym przekonaniu trwałam przez długie lata. I nawet to, że mój tata pisał dla mnie prawie codziennie fantastyczne bajki, nie było argumentem, że może to robić każdy. Najśmieszniejsze, że z wypracowaniami i zadaniami z języka polskiego radziłam sobie bez problemu… dopóki nie trzeba było wymyślać własnych fabuł.

I dopiero gdzieś pod koniec szkoły średniej zaczęłam powoli próbować swoich sił w pisaniu. Zachwycała mnie wtedy, i zachwyca do teraz, twórczość satyryków, więc ćwiczyłam warsztat, pisząc teksty niepoważne, piosenki kabaretowe. Wysyłałam to do ludzi, których ceniłam i słuchałam ich uwag czy podpowiedzi.

Na pisaniu niepoważnym zaczęłam poważnie uczyć się pisania. Aż w końcu przyszło to odkrycie, że prawie każdy z satyryków ma w swoim dorobku jakieś teksty dla dzieci. Uznałam, że to dobre ćwiczenie. I kiedy już zaczęłam pisać, nie przestałam do dziś. Przeszłam całą drogę pod tytułem „skąd brać pomysły”, zasypiałam przy ćwiczeniach na kreatywność, wreszcie założyłam stronę z bajkami – www.facebook.com/bajki.iza.mikrut i tam co wieczór wrzucam bajkę dla dzieci. Od ładnych paru lat.

Może po prostu w dzieciństwie wolałam, żeby ktoś inny opowiadał mi ciekawe historie, a teraz nikt nie chce, więc wymyślam je sama?

A Twoja najnowsza książka? Kto cię zainspirował do jej napisania?

Moja nowa książka, czyli „A moja ciotka”, jest wyjątkowa! Wiem, że każdy autor tak mówi o tym, co napisał, ale tomik „A moja ciotka” to dla mnie trochę punkt przełomowy. To pierwszy zbiorek bajek napisanych prozą. Do tej pory wydawało mi się, że jeśli już mam tworzyć dla dzieci, to muszę wymyślać bajki rymowane. Zresztą – bardzo to lubię, wystarczy zacząć nietypowym rymem, na przykład „rozmawiały foki / przez walkie-talkie” i obserwować, jak rozwinie się historia. A tu nie mogłam ukrywać się za absurdalnymi skojarzeniami rymowymi, które by mnie poprowadziły.

I kiedy szukałam pomysłu na tomik, przypomniało mi się, jak dzieci lubią się przechwalać w gronie rówieśników. Zwykle zaczyna się to od takiego zaczepnego zawołania „A moja mama…”, „A mój brat…”. Stwierdziłam, że nie mogę być gorsza! I wymyśliłam, że opowiem, co robiła moja ciotka. Uparłam się nawet, że muszę zostawić taki przechwałkowy tytuł, „A moja ciotka”. Później już wystarczyło zasiąść do pisania.

Przypomniałam sobie wtedy, jak w wymyślaniu pierwszej książki pomógł mi Marcin Pałasz, wspaniały pisarz, którego motto to „słowa niosą uśmiech”. Uznałam, że moja ciotka powinna bawić dzieci i dorosłych. W końcu książki dla dzieci nie muszą być koniecznie edukacyjne i śmiertelnie poważne. Dzieci mają prawo do rozrywki i przyjemności z czytania, tak samo jak dorośli. Dlatego w książce „A moja ciotka” króluje absurd i humor. Mogą ją czytać samodzielnie dzieci – ale kiedy do lektury zasiądą z rodzicami, dziadkami czy starszym rodzeństwem, albo może i ciotkami – nikt nie będzie się nudził. Taką mam nadzieję, bo moja ciotka jest wyjątkowa! Zupełnie jak książka o mojej ciotce.

Jak doszło do realizacji, czy rodzina Ci pomagała?

Proces pisania wydaje się strasznie nudny, przynajmniej dla obserwujących go z zewnątrz. Można się co najwyżej pośmiać, jak autor po raz setny gubi ulubione pióro, albo tak bazgrał, że nie potrafi odczytać swoich notatek. Nikt nie widzi tego, że w wyobraźni podróżuję sobie ze swoją bohaterką, liczy się jedynie, że znowu garbię się nad kartką, bo uwielbiam najpierw pisać ręcznie. Praca nad tomikiem „A moja ciotka” polegała na zabieraniu wszędzie, nawet na spacery czy do wanny, kartki i małego ołówka do notowania pomysłów. Nigdy nie wiadomo, co stanie się niespodziewaną inspiracją, a na zawodną pamięć lepiej nie liczyć. Kiedy już wykrystalizowała się wizja książki, próbowałam zgromadzić jak najwięcej ciekawych tematów do historii – a potem już rozwijałam je w opowiadania z tomiku.

Rodzina zawsze pomaga – przydaje się chociażby do podpowiadania motywów albo synonimów. Tu jeszcze na odległość i nieświadomie pomagała moja ciotka, która istnieje naprawdę. Ciągle się zastanawiałam, co jeszcze na pewno zrobiła i jak by się zachowała w danej sytuacji. I tak zebrał się materiał na całą książkę. Zresztą moja ciotka po lekturze powiedziała, że przeżyła jeszcze wiele innych przygód i mogłabym spokojnie pisać o niej dalej...

Jakie miałaś trudności w trakcie pracy nad książką?

Największą trudnością było przyzwyczajenie się do myśli, że nie napiszę tej książki w jeden dzień. Zwykle tworzę bajki rymowane, niezbyt długie – ich napisanie nie zajmuje wiele czasu, niekiedy już w drodze do pracy wymyślam kilka w autobusie. „A moja ciotka” musiała być bardziej spójna, dowcipna, ale i sensownie skonstruowana. Dzieci wyczułyby najmniejszy fałsz, więc trzeba było bardzo uważać – i na styl narracji, i na sam rytm tekstu.

Ale już prowadzenie przygód stało się szybko przyjemnością – podobnie jak wymyślanie postaci, z którymi spotyka się bohaterka: na przykład Rozkapryszonego Nosorożca czy zagubionego pirata. Kiedy propozycja książki trafiła do wydawnictwa Muza SA, odezwała się do mnie szefowa redakcji książki dziecięcej, pani Iwona Krynicka. I okazało się, że jej wizja publikacji całkowicie pokrywa się z moją. Potem wystarczyło już tylko cierpliwie poczekać na premierę.Minęły już dwa tygodnie, odkąd dostałam egzemplarze autorskie i ciągle nie mogę się nimi nacieszyć. No ale mówiłam, że to książka wyjątkowa!

Jakie są Twoje pisarskie plany na przyszłość?

Na pewno rozwijanie strony z bajkami – www.facebook.com/bajki.iza.mikrut – będę ją prowadzić, dopóki rodzice będą chcieli czytać moje bajki swoim pociechom. Kiedyś wydawało mi się, że 200 bajek to górna granica, po której zamknę stronę. Teraz bajek jest ponad 700, wiem, że to brzmi okropnie i grafomańsko, ale pojawiają się tam od marca 2012 roku – i wciąż dodawanie nowych mnie bawi. Zwłaszcza gdy kolejni rodzice lub dziadkowie piszą do mnie, że ich pociechy domagają się nowych historyjek. Sama jestem ciekawa, co jeszcze uda mi się wymyślić. Na marginesie, z pierwszych bajek publikowanych na facebooku, powstał tomik, który lubię tak samo jak zbiorek „A moja ciotka” – „Słonie na pontonie”. Czasami mam nadzieję, że znajdzie się wydawnictwo zainteresowane wydaniem wybranych bajek z tej strony.

Może uda się przygotować drugą część przygód ciotki, bo zżyłam się z tą bohaterką i wiem, że nie pokazała wszystkiego, co potrafi.

Szykuje się też bardzo ciekawa książeczka o narzędziach w Naszej Księgarni – mam nadzieję, że się spodoba, bo specjalnie nauczyłam się piłować, wiercić, wykręcać śrubki… tylko wbijanie gwoździ mi nie za bardzo wychodzi…

No i koniecznie muszę wymyślić teatralną bajkę na Dziecinadę! 15 sierpnia w ramach Chorzowskiego Teatru Ogrodowego organizujemy wielkie święto dzieci, czyli Dziecinadę. Najpierw maluchy oglądają na scenie prawdziwy spektakl, a później biorą udział w miniwarsztatach teatralnych i plastycznych. Kiedy są już gotowe do działania, wchodzą na scenę i odgrywają napisaną przeze mnie bajkę. Mamy z tym co roku mnóstwo radości, więc jeśli latem będziecie w pobliżu Chorzowa – zaglądajcie na Chorzowski Teatr Ogrodowy (www.facebook.com/chorzowskiteatrogrodowy).

A poza tym – dam się zaskoczyć pomysłom i zobaczymy, co z tego wyniknie. Mam tylko jedną prośbę: bądźcie ze mną, czytajcie i komentujcie, bo nic tak nie zachęca do pisania, jak czytelnicy:)

Dziękujemy za rozmowę i życzymy dużo sukcesów!

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam