Karmienie a więź z dzieckiem

Kiedy poraz pierwszy zostałam mamą ciągle słyszałam, że więź matki z dzieckiem karmionym piersią jest większa niż matki z dzieckiem karmionym butelką.

Pierś przyrównywano do superfanastycznej tajnej broni matki, dzięki której dziecko ją rozpoznaje i np. nie myli z tatą.

Pamiętam to rozczarowanie, gdy okazało się, że nie będę mogła karmić naturalnie. Mimo iż zakładałam tę ewentualność z powodu "inności" moich sutków, to do końca liczyłam, że ich wygląd tak naprawdę nie ma znaczenia i wszystko skończy się pomyślnie, córka nauczy się pić.

Pamiętam to wytykanie palcami przez pielęgniarki, które nazywały mnie "matką, która nie chce karmić" i tak naprawdę nie próbowały mi pomóc... Wtedy nie wiedziałam choćby o najprostszej opcji - silikonowych kapturkach, które umożliwiają karmienie każdym sutkiem.

Czas spędzony na oddziale położniczym zdecydowanie był gorszy niż sam poród właśnie ze względu na to potępianie "matek butelkowych". To rozluźnienie więzi między matką a dzieckiem tłumaczono tym, że każdy może karmić butelką, niekoniecznie matka. I tak też było.

Moją córkę karmił mąż, babcie, ciocie itd., ponieważ każdy chciał spróbować i nacieszyć się maleństwem. Córcia rosła i faktycznie przywiązywała się do każdego, nie było problemu jeśli musiałam ją z kimś zostawić, bo zostawała z każdym. Miałam wrażenie, że tak do końca nie wiedziała kim jest mama, kim tata, kim są babcie. Kochała wszystkich.

Winiłam się, że tak jest właśnie przez karmienie butelką, cierpiałam z powodu utraty z nią więzi, która łączyła nas, kiedy byłam w ciąży. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby drugie dziecko karmić piersią. Zaopatrzyłam się w nakładki wyciągające sutki i walczyłam.

Była krew, ból i łzy miesiącami, a efektów trwałych nie udało się osiągnąć mimo zapewnień na ulotce. Z tego też powodu przed drugim porodem zaopatrzyłam się we wszystko - począwszy od silikonowych nakładek na sutki, po laktator, kończąc na butelce.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie mam pokarmu. Moje piersi były poranione do krwi przez nippletki i laktator, który miał stymulować piersi do laktacji. Ze łzami przyjęłam butelkę od pielęgniarki, która kazała mi nakarmić Synka. Poniosłam porażkę.

Analizowałam wszystko i znalazłam winowajcę - własną tarczycę, która w ciąży zafundowała mi niedoczynność. Okazało się, że hormony, dzięki którym urodziłam ślicznego i zdrowego synka hamowały laktację. Leki odstawiłam, zaczęłam karmić piersią i... walczyłam sama ze sobą. Mleka było za mało, a ja rozpadałam się na kawałeczki tonąc w czymś łudząco przypominającym depresję poporodową.

Tarczyca wygrała - musiałam wrócić do przyjmowania leków, tym samym kończąc swoją przygodę z karmieniem, która nie trwała nawet tydzień. Ja odetchnęłam z ulgą, Synek chyba jeszcze bardziej... Piersi mu nie pasowały. Od naturalnych się odpychał i tolerował je jedynie w silikonowych nakładkach. Butelkę przyjął jak wybawienie. Wreszcie była najedzony i szczęśliwy.

A ja rozpaczałam nad rychłą utatą więzi, nad kolejną życiową porażką i aby nie zwariować ślepo łapałam się myśli: "do trzech razy sztuka". I jakież było moje zdziwienie, kiedy mimo karmienia synka butelką (naprzemiennie z mężem, z czego głównie robiłam to ja) mój mały smyk doskonale wiedział kim jestem, nie mylił mnie z tatą, a kiedy odrobinę podrósł, to będąc na czyichś rękach niemal instynktownie szukał mnie wzrokiem.

Cały czas mama jest najważniejszą osobą w jego życiu, to mnie zawsze szuka wzrokiem, to tylko u mnie się uspokaja, kiedy coś mu dolega, to mego bicia serca szuka, jak chce się wyciszyć i zasnąć, to tylko moją twarz ogląda z takim przejęciem, zaciekawieniem. W jego oczach jestem wszystkim. Jego ulubioną pozycją jest ta, na której jego głowa opiera się na mojej klatce piersiowej. Synek przytula się i słucha znanego mu rytmu od pierwszego grama.

Tym oto sposobem teoria uzależnienia więzi matki z dzieckiem od sposobu karmienia legła w gruzach. Na więź wpływ ma zdecydowanie charakter dziecka.

Moja córka jest duchem niespokojnym, gdzie coś się dzieje tam ona, kocha wszystkich i wszystko, wszędzie zostanie na wakacje.

Synek ma zdecydowanie spokojniejsze usposobienie i najbardziej ceni sobie objęcia mamy albo taty. Nie lubi zbyt długo przebywać na "obcych" mu rękach, bo żadna babcia czy ciocia, to przecież nie MAMA, nie JEGO mama.

Paulina

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam

Wpisy z blogów Mam

Komunijne propozycje - szablony do ciastek

Ciasteczka z dusza, 13.04.2024

Czy można kupić kałasznikowa?

MarysiaB, 04.04.2024

Jak wygląda hokej?

MarysiaB, 04.04.2024

Jaka hulajnoga dla dziecka 9 lat?

MarysiaB, 03.04.2024

Jak można ozdobić swój pokój?

Katarzyna Mróz, 03.04.2024

Czy Nebbud jest dobry na kaszel?

MarysiaB, 03.04.2024

Czy można nosić dziecko w chuście przodem?

Katarzyna Mróz, 03.04.2024

Jakie buty na WF dla chłopca?

MarysiaB, 03.04.2024

Czym bawi się 9 miesięczne dziecko?

Katarzyna Mróz, 03.04.2024