W oczekiwaniu na rozwiązanie. [mój] Poród indukowany

Dzieci zwykle przychodzą na świat ,wtedy kiedy są gotowe. Albo wychodzą z brzuszka za szybko, kiedy mamusia miała jeszcze w planie załatwienie kilku spraw przed rozwiązaniem. Albo chcą w nim być jak najdłużej. Nie słuchają głosu zmęczonej i stęsknionej mamy, która chciała by już pozbyć się brzuszka i tulić w ramionach swoje maleństwo,

nie przemawia do nich fakt, że rodzice chcieli by być jak najdłużej razem z nim, a za kilka tygodni tata wypływa w rejs… Bywa różnie. Razem z lekarzem obliczamy tylko przybliżoną datę porodu, na podstawie długości cyklu i daty rozpoczęcia ostatniej miesiączki. Lecz naprawdę nie znamy dnia, ani godziny narodzin dziecka (drogą naturalną).
Z wyliczeń ginekologa i  pierwszego USG wyznaczono mi termin porodu na 4 stycznia. Ten termin był dla mnie bardzo wiarygodny, bo zgadzał się z moimi wyliczeniami. Jednakże synek nie chciał w środku zimy, w tegoroczne trzaskające mrozy opuścić przytulnego brzuszka mamy. Mnie też nie spieszno było do porodu, bo czułam się wspaniale, a lęk przed nieznanym był chyba ciut silniejszy niż ciekawość jak to będzie nam we trójkę. Ucieszyłam się wielce w sylwestrową noc, kiedy wybiła dwunasta…nie chciałam bowiem, żeby syn urodził się w grudniu. Byłby zawsze najmłodszy w przedszkolu, klasie. Poza tym od stycznia tego roku w życie wchodziły przepisy o dłuższym urlopie macierzyńskim, co dla mnie nie było bez znaczenia.
Ale przeszedł spokojnie i Sylwester i Nowy Rok i święto Trzech Króli. 7 stycznia byłam na wizycie kontrolnej u mojego lekarza- wszystko było w porządku i badania i KTG, nie było rozwarcia, nie odczuwałam żadnych skurczy. Dostałam zwolnienie, żeby nie jeździć w te mrozy do pracy i przykaz stawienia się za tydzień..o ile wcześniej nie spotkamy się na porodówce. Minął kolejny tydzień, bardzo spokojny bez żadnych symptomów nadchodzącego rozwiązania. Dużo spacerowałam, czytałam książki, spotykałam się ze znajomymi. 13 stycznia znów zjawiłam się w gabinecie ginekologa…na wszelki wypadek pojechałam już z torbą spakowaną do szpitala, jeśli skierowałby mnie na oddział. Ponownie KTG, badanie na fotelu, USG- liczenie wód. Wszystko było w porządku i wyglądało, ze do porodu wciąż daleko. Lekarz przedłużył mi zwolnienie i wysłał do domu. Przykazał liczyć ruchy dziecka i wyraził nadzieję, że nie przyjdę na wizytę za tydzień..Ponieważ synek „przyssał” się do mnie wyjątkowo postanowiłam zabrać się z duże porządki domowe, z wieszaniem firan włącznie. Wiadomo przecież, że podnoszenie rąk do góry i gimnastyka może przyspieszyć akcję porodową. U mnie nie przyniosło efektu. Mimo wszystko byłam spokojna, bardziej denerwował się mąż , rodzina i znajomi, którzy często dzwonili pytając „czy już?” :0)
Żeby uspokoić ich i mieć pewność, że wszystko jest w porządku 18-tego pojechałam ma izbę przyjęć, pod pretekstem zmniejszonej liczby ruchów dziecka. Rzeczywiście ruchliwość szkraba nieco się zmniejszyła..Na izbie przyjęć wykonano mi KTG, USG i badanie ginekologiczne- badanie wykazały dobry stan dziecka, odpowiednią ilość wód, rozwarcie na pół cm i moje totalne nieprzygotowanie do porodu. Zabrał torbę i wróciłam do domu ;) Ku rozpaczy lekarza prowadzącego ciążę zjawiłam się za kolejne dwa dni w gabinecie. Położna rejestrująca już od progu wołała, że mnie nie widzi, że chyba jej się śnię 
Wiedziałam, że teraz nie będzie odwrotu. Zabrałam męża i torbę i po wykonanym badaniu KTG dostałam skierowanie na oddział patologii ciąży. Droga na oddział prowadzi przez izbę przyjęć- tu wywiad i znane już postępowanie (KTG, UGS, badanie na fotelu). Oceniono postęp- rozwarcie na 1,5 cm, ale wciąż twardą szyjkę macicy i brak skurczy. Uzgodniliśmy z lekarzem, że trzeba indukować poród poprzez podanie prostaglandyn w żelu... Są to hormony których zadaniem jest przygotowanie macicy do porodu i wywołanie skurczy. Naturalnie występują w nasieniu, zatem seks w ostatnich dniach ciąży może być świetnym wywoływaczem porodu. Ale nie był u mnie ;)
Skoro postępowanie zostało ustalone to ja trafiłam na oddział, a mąż pobiegł na zakupy do apteki. NFZ nie refunduje preparatów z prostaglandynami i niestety trzeba je zakupić i dostarczyć do szpitala. Żel z hormonami podaje lekarz –ginekolog wstrzykując go do macicy. Zabieg odbywa się z monitoringiem KTG, a po podaniu żelu leży się jeszcze 2 godziny z podłączonym aparatem do KTG. Prostaglandyny mogą działać do trzech dób. Jeśli nie zapoczątkują porodu to przynajmniej zmiękczą i otworzą nieco szyjkę macicy. I wówczas można zadziałać oksytocyną w kroplówce. Szykowałam się na kolejne dni oczekiwania na rozpoczęcie akcji..Ale poszło dość szybko…godzinę po podaniu żelu zaczęłam odczuwać lekkie skurcze..potem mocniejsze z godziny na godzinę, Jednocześnie postępowało rozwarcie. Ok. 5 rano przeniosłam się na salę porodową. I krótko po 6 rano synek był na świecie…Wybrał sobie Dzień Babci na dzień narodzin, stając się najpiękniejszym prezentem dla wyczekujących Dziadków!
Krótko o porodzie indukowanym:
Poród indukowany jest to wzniecenie porodu u kobiety, która nie ma skurczów porodowych. Taki poród jest z najczęściej boleśniejszy, gdyż akcja skurczowa rozwija się dynamiczniej . Indukcja wiąże się również z koniecznością częstszego monitorowania stanu dziecka w badaniu KTG, oraz badania kobiety przez ginekologa.
Najczęściej stosowaną metodą jest podanie dożylne kroplówki z oksytocyną-hormonem wywołującym akcję porodową. Często kroplówkę odłącza się gdy akcja porodowa się zacznie i pozwala się kobiecie rodzić naturalnie w swoim rytmie.
Innym sposobem jest podanie do macicy preparatu z prostaglandynami. Są to hormony naturalnie występujące w męskim nasieniu, których zadaniem jest przygotowanie szyjki macicy do porodu i wywołanie skurczy. Żel z hormonami podaje lekarz wstrzykując go do macicy kobiety za pomocą strzykawki. Zabieg odbywa się z monitoringiem KTG, a po podaniu żelu leży się jeszcze 2 godziny z podłączonym rejestratorem KTG. Do takiej metody indukcji kierowane są kobiety o twardej, nieprzygotowanej do porodu szyjce macicy. Prostaglandyny mogą działać do trzech dób. Jeśli nie zapoczątkują porodu to przynajmniej zmiękczą i otworzą nieco szyjkę macicy. I wówczas można zadziałać kroplówką z oksytocyną indukującą skurcze. NFZ nie refunduje żelu z prostaglandynami, trzeba za niego zapłacić [wydatek rzędu 130 zł].
Dość nieprzyjemną metodą indukcji porodu jest masaż szyjki macicy-podczas badania ginekologicznego lekarz delikatnie otwiera kanał szyjki i odkleja pęcherz płodowy, co prowokuje organizm matki do wytwarzania hormonów inicjujących poród.
Najdrastyczniejszy sposób indukcji to przebicie pęcherza płodowego. Ale wówczas nie ma już odwrotu- w ciągu doby dziecko musi się urodzić, bo nie jest już chronione przez wody płodowe. Zwykle kolejnym krokiem jest podłączenie kobiety do kroplówki z oksytocyną i wywołanie skurczów.

 

Ewa Pasecka

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam