Na moją drugą ciążę czekałam 6 lat. Od kilkunastu dni byłam jakaś rozdrażniona. Na wszystkich krzyczałam i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Był piątek. Rano zrobiłam test, który okazał się pozytywny. Byłam oszołomiona i szczęśliwa. Mężowi zrobiłam kawę, kazałam zamknąć oczy i w dłoń wsunęłam test mówiąc, że mam dla niego ponoć „ pyszne ciasteczko”.
Mąż zobaczył test i zapytał: „ Czy to oznacza...?” Tak, jestem w ciąży- odpowiedziałam. A on mocno mnie przytulił. To była wspaniała chwila. Trochę inna niż 6 lat temu, kiedy o ciąży powiadomiłam go dając mu małe pudełeczko z bucikami. Ale jeden fakt był niezmienny. Radość w oczach męża i duma z tego, że zostanie ojcem.
Następne miesiące upływały mi w spokoju, bez porannych mdłości i jakichkolwiek dolegliwości. Dziecko rozwijało się prawidłowo i każdy dzień przynosił mi więcej sił i zapału. Ciągle pracowałam. Przyszedł piąty miesiąc, kiedy poczułam się źle. Tak z dnia na dzień. Rano dostałam krwotok z nosa i wylądowałam w szpitalu. Badania, które jeszcze 3 tygodnie temu były dobre, teraz wskazywały na silny stan zapalny. Lekarze nie mogli dopatrzeć się przyczyny. Podejrzenie toksoplazmozy, boreliozy itp.
Byłam strzępkiem nerwów. Ciągłe badania, kroplówka, pokłute ręce. Kilku lekarzy debatuje nad moim wysokim CRP, a ja... myślę tylko czy dziecku nic się nie stanie. W tych trudnych chwilach jest przy mnie mąż, który do szpitala przywozi nawet obiady. W końcu jeden z lekarzy oznajmia, że dziecko jest zdrowe i że to synek. Na drugi dzień cichutko mówię mężowi, że będzie miał syna i widzę wyraźnie łzy w jego oczach. Szepcze, że wszystko się ułoży i to dodaje mi sił. Następuje przełom i zaczynam czuć się lepiej. Wyniki także się poprawiają.
Piątek 13 lipca, a ja słyszę, że zostaję wypisana do domu. Tam czeka na mnie moja córcia, która ze zdziwieniem pyta: „ Mamo to ty jeszcze masz ten brzuch?” No właśnie brzuch! Zaczyna rosnąć w zastraszającym tempie. Nie wracam już do pracy. Zaczynam miewać zmienne nastroje, ogromną chęć pożerania wszystkiego, co słodkie i wręcz obsesyjną awersję do różnego rodzaju zapachów i hałasu. Dochodzą do tego skurcze nóg nocą, ociężałość i bezsenność. Trwa to długo, bo syn nie spieszy się na świat. I znów jest piątek. Kontrolne badanie KTG nic nie wykazuje.
Wracam do domu ze wskazaniem powrotu za trzy dni. Jak się okazuje piątek ma jednak „coś” w sobie. Za cztery godziny jestem znów w szpitalu. Poród odbywa się szybko i na świecie pojawia się mój wielki, czterokilogramowy synek Antoś. Różowy z lokami czekoladowych włosów na głowie. Kochany i słodki, niosący ciągle takie same uczucia jak to pierwsze „ pyszne ciasteczko”.
Autor: Beata Pleban
Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)
Czy hulajnogą elektryczną można jeździć po ścieżce rowerowej...
MarysiaB, 25.12.2024
Czy można kopać piłkę w unihokeju?
MarysiaB, 25.12.2024
Jak połączyć Skymaster z telefonem?
MarysiaB, 25.12.2024
MarysiaB, 24.12.2024
Jaka deskorolka dla dziecka 8 lat?
MarysiaB, 24.12.2024
Katarzyna Mróz, 24.12.2024
MarysiaB, 24.12.2024
igomama, 23.12.2024
Przy jakim wietrze nie wychodzić z dzieckiem?
Katarzyna Mróz, 23.12.2024
Jaki kupić samochód zdalnie sterowany?
MarysiaB, 23.12.2024
Z jakiej firmy kupić deskorolkę?
Katarzyna Mróz, 23.12.2024