Koszmar połączony z ogromnym szczęściem!

Na samym wstępie chce powiedzieć, że nie chcę nikogo nastraszyć ani przerazić lecz opowiedzieć historię męczącego porodu z pięknym zakończeniem.

Matka jest najpiękniejszym darem dla dziecka i tak samo dziecko jest najpiękniejszym darem dla matki. A co można powiedzieć o porodzie?

Moja historia zaczęła się w o 6:00 rano w we wtorek, wtedy dostałam skurczy macicy. Oczywiście zaczęłam się zbierać do szpitala (a co innego mogłam zrobić w takiej sytuacji :)).

Nie miałam mocnych skurczy macicy, gdyż doszłam do szpitala na nogach. Z godziny na godzinę skurcze te stawały się coraz bardziej uciążliwe i wkurzające. W takim stanie kobieta się bardzo szybko irytuje i dosłownie wszystko jej przeszkadza (mnie to dotyczyło ale tylko na początku).

Pielęgniarka po paru godzinach dała mi zastrzyk tzw.: "przyspieszający poród", no i wtedy zaczęło się bardzo ciekawie. Po tym zastrzyku dostałam dodatkowo skurczy krzyżowych (okropnie męczą a nie dają żadnych rezultatów). To właśnie od tego momentu cały szpital wiedział, że jestem i na pewno nie dawałam o sobie zapomnieć poprzez serenadę krzyków.

Usiedzenie na jednym miejscu bądź leżeniu nie było mowy w moim wypadku (aż wszyscy mieli mnie dość :)). Po konsultacji z lekarzem postanowili, że podadzą mi jeszcze jedną dawkę tego zastrzyku "przyśpieszający poród" (raczej opóźniający poród).

Mimo moich zastrzeżeń podali mi to, no i wtedy zaczęła się jazda bez trzymanki. To, że miałam skurcze krzyżowe to dodatkowo skurcze się całkowicie rozregulowały (miałam co 10 minut, raz co 3 minut, później co 5 minut i tak mi skakało).

Mijała 12 godzina mojego porodu, myślałam, że nigdy nie urodzę. Widziałam, że w tym samym czasie dużo kobiet rodziły, zajmowało im to dosłownie parę godzin i było po sprawie. To co przeżywałam mogę opisać jako załamanie pomieszane z coraz większą złością i strachem.

Nastała noc. Chciałam się chociaż na moment zdrzemnąć i odpocząć, ale się nie dało w moim stanie niestety:(. Moje ciało było coraz bardziej zmęczone, a ja nadal nie miałam żadnej akcji porodowej. W środę o godzinie 1:00 w nocy odeszły mi wody (szok! chlupiąc na całą salę porodową), ale od tego momentu zaczęłam się martwić, bo przecież ile można rodzić.

Jakoś wytrzymałam do porannego obchodu w szpitalu. Lekarz zapewniał mnie, że dzisiaj na pewno urodzę (pomyślałam sobie: taaa jasne.. nie licząc tego, że mówił to parę razy wczoraj a na dokładkę przecież nie miałam całkowitego rozwarcia, największe miałam na 8 palców).

Doszła godzina 15:00 moje ciało już od dawna domagało się snu, ale resztkami sił musiałam jeszcze zaliczyć przysiady, siedzenie na piłce oraz kroplówkę. Po tych nieszczęsnych ćwiczeniach zaczęła krew cieknąć po moich udach (oooo masakra). Po tej akcji musieli szybko interweniować.

Ostatnie pół godziny pamiętam jak przez mgłę, dość szybko działali ledwo co się zorientowałam, a leżałam już na stole operacyjnym i byłam przygotowana do cesarskiego cięcia.

Urodziłam (jeśli można to tak nazwać) piękną córusię o godzinie 16:05 po 34 godzinach męczarni (3.02.2009r.). Gdy zobaczyłam mojego małego słodkiego szkraba to zadziałało jak balsam na rany(wszystko wszystkim od razu wybaczyłam). Moja córa miała 3,500 kg i 56 cm (nic jej się nie stało, jest i była zdrowa... na całe szczęście).

Dziękuję mojej rodzinie, która była dla mnie wsparciem w tych ciężkich chwilach, bez was było by ciężej ;*.

Po licznych konsultacjach z różnymi lekarzami, oczywiście ginekologami nie mogę niestety urodzić naturalnie (ahh... szkoda). Doszli do konkluzji takiej, że nie jestem wystarczająco rozwinięta by urodzić naturalnie (jakieś upośledzenie).

Jeśli mogę komuś doradzić, ja osobiście jakbym miała wybór sposobu rodzenia to wybrałabym naturalny, ponieważ szybciej do chodzi się do formy i nie ma się takich ciężkich powikłań.

Nawet po bardzo ciężkich przeżyciach pierwszego porodu, chcę mieć kolejne dziecko, aby przeżyć jeszcze raz niesamowitą chwilę, gdy dają ci maluszka na pierś i tego uczucia nieopisanego szczęścia i ogromnej radości widząc swoje dziecko (bardzo wzruszająca chwila :)).

Autorka: Dominika Wróbel, Mysłowice

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam