Gdy rodzi się drugie dziecko i jedyne... poród mamy po stracie

Moja historia nie zaczęła się kolorowo... rodziłam w lutym 2011 martwego Kubusia. 34 tydzień ciąży... moje życie nigdy nie będzie już takie samo, ale zaszłam w ciążę znowu... ciążę pełną pytań niepokoju i strachu, a oto historia porodu: Poród w 36.5 TC No to piszę jak to wszystko się działo... 1 maja po wygrzewaniu się w cieniu na działeczce mocno źle się czułam i postanowiłam pojechać na IP żeby chociaż zrobili KTG bo Wojtaszek kopał mnie tak mocno że cała byłam w strachu. Dodatkowo czułam dziwne "pulsowanie" w brzuchu co na pewno nie było jego czkawką... Odmówili mi KTG, ewentualnie kazali kłaść się na oddział, bo "takie procedury" a rano do domu. KTG podłączyli mi koło 22:00 trwało 2,5 godziny... słyszałam jak puls co chwile spada do 110 i włącza się lampka alarmowa. Co chwile ktoś przychodził i kazał mi zmieniać pozycje. Całą noc nie spałam, wiedziałam że KTG nie wychodzi ?idealnie? a mimo to w końcu je odłączyli i kazali spać. Rano 2 maja powtórzyli KTG i wyszło rewelacyjnie. Powiedzieli że pójde do domu ale jeszcze dla pewności zrobili USG z przepływami i... okazało się, że wód bardzo mało - kazali zostać na oddziale. W między czasie KTG wychodziło raz dobrze, raz "zbyt płasko". Mały po prostu przysypiał - po każdym "dziwnym" KTG od razu USG i przepływy. Od 1-6 maja co chwile czyms się stresowałam, dodatkowo nic się nie działo, bo to długi weekend i lekarze na majówkach W poniedziałek 7 maja na pierwszym obchodzie pobrali mi krew do badań i powiedzieli, że jak wszystko będzie ok to do domu - na drugim obchodzie CRP prawie 9 więc przepisali antybiotyk do piątku i kazali zostać na obserwacji. W międzyczasie wody się poprawiły, AFI wzrosło do 8, a CRP po 5 dniach DUOMOXU pozostało bez zmian. Cała się stresowałam, bo w poprzedniej ciąży też zaczęło się od kłopotów z CRP. Od 11-14 maja pakowali mi kolejny antybiotyk dożylnie, a ja już ledwo chodziłam. Wojtuś tak mi naciskał na miednicę, że nie umiałam kilku kroków zrobić do toalety. Co obchód to kolejna teoria i pomysł na to "CO ZE MNĄ ZROBIĆ". Raz słyszałam, czekamy do 37, raz że do 39 TC, co chwile, że mam iść do domu i że jednak zostaje... Dodatkowo ordynator widząc mnie 14 dzień z rzędu po 2 razy za każdym razem pytał o wskazania do CC i moją historię (co dzień w dzień mnie osłabiało, a ja osłabiałam dziecko płaczem). Poniedziałek i wtorek (dwa dni przed CC) praktycznie mój mózg się wyłączył. Bałam się każdego dnia i zarazem chciałam żeby jeszcze był w brzuchu bo to dla niego najlepsze... We wtorek 15-go czułam częstsze skurcze, ale na KTG nie rysowały się jakoś niepokojąco.. Doprosiłam się o podanie zastrzyków na płucka i byłam trochę spokojniejsza (prosiłam od paru dni, ale twierdzili że nie sa potrzebne). wieczorem zaczął boleć mnie brzuch co zgłosiłam na obchodzie, mały zdecydowanie mało się ruszał, ale po zgłoszeniu lekarzowi powiedział tylko "brzuch ma boleć, jest pani w ciąży" "KTG niekonieczne". Faszerowali mnie hydroxyzyną na noc a ja i tak nie spałam. Rano dalej bolał brzuch i czułam wyraźnie skurcze. Doprosiłam się KTG i zdecydowanie rysowały się w granicach 50% co 15 minut. Na obchodzie zaproponowali mi amniopunkcję, bo powiedzieli, że nie podejma decyzji o wyciągnięciu wcześniaka, jeśli miałby sobie nie poradzić to wyciszą skurcze. Spanikowałam, decyzję musiałam podjąć od razu, lekarz uspokajał że to niegroźne dla dziecka. Przed amniopunkcją zrobili USG - AFi 5. Kazali leżeć i czekać. Po pół godzinie (środa 16-go) zabrali mnie na AMNIO, odwieźli na łóżku do sali i podłączyli KTG. I chyba wtedy się wszystko rozhulało... Skurcze były już regularne, co 10 minut, a do mnie nikt nie przychodził. około 12:30 zabrali mnie na porodówkę na "kroplówkę", której nie zdążyli podłączyć bo o 12:45 przyjmowałam już wkłucie w kręgosłup ze znieczuleniem... trzęsłam się jak galareta, nie mogłam sie opanować, chciało mi się płakać i bałam się co będzie dalej... Położyli mnie na stole podpięli te wszystkie sprzęty, postawili ten zielony parawan a ja trzęsłam się z zimna. Pytali, czy działa znieczulenie, a ja błagałam żeby jeszcze chwile poczekali, bo widzę jak ruszam stopami Za głową siedziała mi Pani anestezjolog i znów padło pytanie o moje poprzednie CC i kto na mnie czeka w domu... Spytała później, czy moga zacząć, ja mówię, że chyba jeszcze nie działa. i słyszę: - Działa działa, już zaczęliśmy kroić. Momentalnie zrobiło mi się słabo, niedobrze, bałam się że zwymiotuję...ciśnienie spadło, czułam jak odpływam... dostałam efedrynę i jeszcze coś i od razu zrobiło się lepiej. Potem czułam tylko to rozpychanie, naciąganie, rwanie... Anestezjolog powiedziała : TERAZ BĘDZIEMY WYCIĄGAĆ DZIECKO, co pani czuje? - ZGAGĘ W każdym razie bardzo nieprzyjemne uczucie. Spytałam, czy jest już mąż. Powiedzieli, że nie wiedzą. Potem usłyszałam ten krzyk, na który tak długo czekałam, nie płakałam. Słuchałam...rozpływałam się w jego dźwięku. Chwilę później poinformowali mnie, że Wojtuś dostał 10 punktów, ma 50cm i waży 2900g. Pokazali mi go na chwilkę, zdążyłam dać mu całusa i spytać, czy ma włoski (nie wiem skąd to pytanie przyszło mi do głowy, ale było jedynym, które zadałam). Za chwilę go zabrali, wiedziałam, że zobaczy go jeszcze Mąż. Potem ogarnął mnie spokój...już tylko mnie zszywali, w radiu leciała piosenka ?Jak zapomnieć? ... Niezbyt nastrojowa, ale pamiętam. Ginekolog, która pomogła mi przez ten cały szpital przejść sama robiła mi cięcie. Koło godziny 16:00 dostałam Wojtusia na całe 8 godzin. To był tylko nasz czas... Dostałam Największy Skarb jaki mogłam dostać!

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam