Andrzejki - baśń

Mama roztopiła wosk, a Staś przygotował na ławie w dużym pokoju miskę z chłodną wodą. Lali wosk przez dziurkę od klucza. Powiem Wam szczerze, że mama naszukała się klucza z otworem, bo większość miała tak małe dziurki, że nie nadawały się do wróżby. Znalazła więc odpowiedni klucz. Żałowała trochę, że nie ma takiego starego klucza, jakiego sama używała, kiedy była dzieckiem. Ten był zupełnie zwyczajny. Z wyglądu, bo okazało się… ale słuchajcie! Lali więc po kolei wosk przez dziurkę od zwyczajnego klucza. Pierwsza lała Basia, bo była najmłodsza (urodziła się minutę po Franku, pierwszym z bliźniąt). Na wodzie ułożył się kształt przypominający szczeniaka. - Mam pieska! To piesek mamusiu! Lubię pieski – cieszyła się dziewczynka. Następnie przyszła kolej na Frania, któremu lany wosk ułożył się w przemiłego kociaka. - Ja mam kota! To mój kot! – pokrzykiwał Franio tańcząc wokół ławy. Nareszcie doczekał się i najstarszy z rodzeństwa Staś. Jego kształt był dość dziwny, ale chłopiec bez trudu rozpoznał w nim tajnego agenta. Jeszcze tylko mama polała odrobinę wosku, który ułożył się w wyraźną sylwetkę konia. - O rany! To koń! Mam konia! – ucieszyła się i klasnęła w dłonie. Najdziwniejsze jednak było to, że wszystkie te figurki położone na ławę ożyły i zaczęły po niej biegać. Choć nadal były woskowe – poruszały się. Jednak fakt, że były woskowe i nienaturalnej wielkości bardzo złościł tajnego agenta. Obraził się i nie chciał się bawić. Kotek natomiast łasił się do Frania, szczeniak wciąż zaczepiał Basię, a konik galopował po ławie i rżał radośnie. Wtedy mama uśmiechnęła się zagadkowo i poszła do sypialni, skąd wróciła z tajemniczym flakonikiem. Psiknęła i flakonik uwolnił delikatną mgiełkę magicznego specyfiku. Kotek prychnął i szybko stał się zwyczajnym kociakiem, szczeniak również przestał być woskową figurą, ale zamienił się w prawdziwego pieska. I koń oczywiście też – normalny, pełnowymiarowy koń stał teraz na środku pokoju i potrząsał grzywą. W końcu i tajny agent zmienił się w najprawdziwszego tajnego agenta – miał czarne okulary i płaszcz z wysoko postawionym kołnierzem. Zaraz też zaczął pokazywać Stasiowi różne specjalistyczne sprzęty i gadżety przydatne w wykonywaniu powierzonych mu tajnych misji. Pokazał też chłopcu kilka niezłych sztuczek z obezwładnianiem przeciwnika. Basia rzucała pieskowi piłeczkę i bardzo ją śmieszyło, kiedy biegał za nią z radością i przynosił wciąż od nowa. Franio zabawiał kotka kłębkiem włóczki, z której mama chciała robić szydełkowe aniołki na choinkę. A mama – czule głaskała konia po chrapach, klepała po szyi i karmiła marchewkami. Kiedy tata wrócił z pracy i zobaczył to wszystko – stanął i dosłownie zdębiał. Wtedy mama opowiedziała mu, skąd to wszystko się wzięło i zaproponowała, by polał wosk i dla siebie. - Spróbuj kochanie, ciekawe, co tobie wyjdzie – namawiała. Tata wziął klucz, stopił jeszcze trochę wosku i wlał do miski. Każdy coś dostrzegł w wyłaniającym się kształcie, ale tata nic nie widział. - I co? Zwykła plama – powiedział i wyjął zastygły wosk z miski. I wtedy zobaczył – drewniany dom pod lasem. Wróżyliście dziś? Jakie zabawy andrzejkowe znacie? Co wyszło? Więcej baśni na mojej stronie: kajapisze.pl

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam