JJ od zawsze cenił sobie niezależność. Oczywiście tyle jej otrzymywał, na ile można pozwolić niemowlakowi na wolność i swobodę. Bardziej, niż rodzice, ograniczały go jego możliwości ruchowe i werbalne. Teraz, gdy coraz sprawniej wszystko mu wychodzi i coraz więcej mówi, testuje świat w najlepsze. Idzie przed siebie, za rodzicami nawet się nie obejrzy, do auta koleżanki żobkowej wsiądzie, tylne siedzenie, przednie siedzenie i już za kierownicą siedzi i krzyczy "jedziemy", wszystkich na ulicy zaczepia, macha i woła: "cześć ciocia", "cześć jujek", do młodych mężczyzn "cześć dziadzia", do nastolatek "cześć dzidzia" (chyba musimy jeszcze nad sposobem podrywania popracować), w kościele na ołtarz pierwszy się pcha i "muzyczka gra?". Przed pierwszą ciążą powtarzałam, że pozwolę dzieciom na wolność i postaram się szanować ich granice i słowo NIE. Nie wypomnę w przyszłości: "nie chcesz? A ja tyle dla Ciebie zrobiłam i poświęciłam!". Kubuś ma dopiero dwa lata, a już przyszło mi się szarpać z uczuciami. Bo głaskać bym chciała go bardzo, tulić, całować, chrupać. A on odgania się, "ej!" ręką macha, fucha i stanowczo woła: moja stopa, moja noga, nie, nie, moja ręka, NIE! Patrzę w to jego pełne nie spojrzenie i myślę sobie: "nie chcesz? A ja dla Ciebie tyle zrobiłam i poświęciłam!"...