niby się nie boję, ale teraz się bałam. Że bramki, że odprawa, że paszporty, że jedno w prawo, drugie w lewo, a ja po środku. Ale jakoś przeszło. Nie obeszło się bez drobnych incydentów. Szczególnie przypadł nam do gustu pan, który stwierdził, że nasza walizka jest za duża na bagaż podręczny, choć zawsze nim była. Tak więc dzięki nadgorliwości i upierdliwości tudzież wredocie uroczego gentelmena straciliśmy 200zl. Dziękujemy , kupimy sobie mniej cheescakow. Wracając jednak do strachu, to ma wielkie oczy i jakoś przelecieliśmy i dolecieliśmy. Sruuuu