Ratunku, moje dziecko klnie jak szewc

W moich szkolnych czasach
nosiło się w tornistrze „Dzienniczek ucznia”, malutką
książeczkę do której nauczyciele wpisywali wszystkie stopnie oraz
uwagi. Każdy rodzic winien był regularnie zapoznawać się z
wpisami i poświadczać to własnoręcznym podpisem. Pamiętam jak
podsuwałam dzienniczek ojcu, zawsze rano, kiedy już miał w jednej
ręce aktówkę a w drugiej klamkę od drzwi wejściowych.
Podpisywał, może i planując wieczorną pogadankę na temat
zawartości dzienniczka, zawsze jednak o niej zapominał.

Dzienniczki miały jednak
poważną wadę – były maleńkie, formatu A6 bodajże, i miały
zaledwie kilkanaście stron. Bywało, że cała twórczość
nauczycielska, z uwagami na czele, po prostu się w nich nie
mieściła.

W szkole mojej córki,
zamiast dzienniczków, funkcjonują „Zeszyty do korespondencji”.
Zwykłe zeszyty, do których nauczyciele wpisują ważne komunikaty,

Komentarze Facebook