ostatni, w tym roku, zadzwonił tydzień temu. Nasze opóźnienie z relacją jest dość uzasadnione, ale czas nadrobić kronikarskie zaległości, a tym samym wrócić do czasu "żywych". Pierwszy rok szkoły Zu, zresztą zgodnie z moimi przewidywaniami, przebiegł bez zbędnych komplikacji czy niespodzianek.Zuza w swojej szkole dała się poznać z "jak najlepszej strony", z takiej jaką znamy ją w domu. Nic się nie zmieniło. Czyli generalnie najważniejsze, aby była dobra zabawa, zadaje się z tym z kim chce,innymi mało co się przejmuje, inwestuje w swoje "liczne talenty", więc gdy ma ochotę śpiewa, gdy najdzie ją natchnienie tańczy i mało ją obchodzi, że akurat jest lekcja, czy na korytarzu są setki dzieci. Intelektualnie bez problemów i widać , że idzie w stronę "matczyną" i tworzy duże ilości książek, opowiadań z niemiłosiernymi błędami ortograficznymi, ale będziemy nad tym pracować. "Jest dziewczynką ambitną" i trudno się z tym nie zgodzić, skoro sama postanowiła "grać na wielu bębenkach". Optymizmem napawa nas też to, że "ma jeszcze problemy z przestrzeganiem zasad, ale radzi sobie coraz lepiej". Może więc w kolejnym roku zgubimy mniej swetrów, piór, książek i będziemy w końcu wiedzieć co było do zrobienia w domu. Bo matka ciężko znosi uwagi za brak zadania, o którym nie wiedziała;-) A no i córka swoją sławą zdobyła nawet dyplom dla rodziców, za co serdecznie jej dziękujemy.