Afirmacja.

Byłam twarda.Naprawdę. Jeszcze wczoraj byłam twarda.Bardzo bałam się przedwczoraj. Oj, złapało mnie nie na żarty.Jednak wsparcie Wasze i koleżanek, które TO przeszły bardzo mnie uspokoiło.Do tego stopnia, że jeszcze wczoraj podchodziłam do TEGO na luzaku. Byłam raczej zrelaksowana.Dziś w nocy śnił mi się mój brzuszkowy dzidziuś.Karmiłam go piersią.Mleko pryskało, kapało.Białe. Tłuste.Cudownie.Usypiałam go.Był TAKI ŁADNY.Obudziłam się wyspana, z poczuciem misji do wykonania.Potem, przy szykowaniu śniadania zaczęły trząść mi się ręce.Kiedy tłumaczyłam mojemu synkowi, że dziś nie będzie mnie już, kiedy wróci,.. przeszedł mnie dreszcz.Wyszykowałam go do przedszkola.Pożegnałam jak zwykle.Pomachał rączką. "Pa mamusiu!". "Pa syneczku".Ot, zwyczajnie.Wyszli z dziadkiem.Zamknęłam drzwi.I opanowała mnie panika.PRZECIEŻ JA SIĘ Z NIM NIE POŻEGNAŁAM!!!A jeśli to był nasz ostatni raz...Boję się!STRASZNIE!Wściekła jestem na siebie. Dzieci mi się zachciało. Ciąż, brzuszków i karmienia piersią.A jak umrę?A jeśli już nigdy nie zobaczę mojego małego królewicza z bajki?Od wczoraj żegnam się ze światem.Tak.Podświadomie.Ostatnie zasypianie w swoim łóżku. Ostatnie szykowanie śniadanka dla mojego synka. Ostatnie wywieszone pranie. Ostatnie witanie słońca przy odsłanianiu rolety na oknie. Ostatni majowy dzień...Uprałam i wyprasowałam wszystkie ubranka dla Nacia. Mieszkanie błyszczy. Zapisałam mężowi numer mojego konta i pin. Spisałam dla siostry wskazówki co do opieki nad Natankiem.

Komentarze Facebook