W zeszłym tygodniu byłam na wywiadówce u mojego młodszego licealisty. Jechałam na oną z drżeniem serca, przez lata doświadczona, że na pewno usłyszę wiele na temat własnego zdania mojej latorośli, która nie chce się podporządkować bezrozumnie systemowi i zadaje denerwujące pytania. Nie udało mi się nauczyć moich synków, że często bardziej opłaca się pomilczeć. Jak to mówiła moja prababcia: "ticho jediesz dalszie budiesz"( chyba tak to brzmiało). A jeszcze ten konkretny egzemplarz jest bardzo emocjonalny i wrażliwy na wszelkie przejawy niesprawiedliwości. W mądrych książkach czytałam, że ma szansę być kimś wybitnym i niezwykłym, ale nie w polskiej szkole.Negatywnie nastawiona przeżyłam kilka miłych zaskoczeń. Otóż mój syn i jego postawa są postrzegane w tej szkole jako wyjątkowo dojrzałe( muszę się uszczypnąć), zwrócono uwagę, że z dwa razy trochę go poniósł jęzor, ale usłyszałam, że widać jego pracę nad sobą i pracę rodziców- dokładnie, że dziecko dopilnowane. Ogólnie należę do kobiet puszystych, a w tym momencie myślałam, że nie zmieszczę się w klasie. Mogłam poprosić na piśmie:). Inna sprawa, że może ma na to wpływ również tzw. "w porównaniu".Bo dalej ze zdumieniem słuchałam jak duża część rodziców nic nie wie o swoich dzieciach. Jeden ojciec wypowiedział to wprost:- Z córką to kontakt ma żona. Ja tam nic nie wiem.A chodziło o prostą zdawałoby się rzecz czyli problemy z chemią.