Pierwszy lot samolotem, pierwsze tapas, pierwszy raz widziany karaluch, pierwszy tydzień bez dzieci i męża, pierwsze churros... to był wyjazd pod znakiem cyfry 1 i tych "pierwszych" rzeczy zrobionych w życiu przybyło mi na nim naprawdę wiele.
Dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o doznaniach kulinarnych jakie mnie spotkały i pokazać Wam kilka zdjęć.
Przede wszystkim Madryt to miasto dla mięsożerców. Na każdym kroku zwierzęce nogi wołające z witryn sklepów i knajpek. To także miasto serów (codziennie na śniadanie i kolacje pożeraliśmy pyszny ser owczy) piętrzących się na półkach także w supermarketach. To także miejsce gdzie rządzi foliówka i wszędzie kazano nam brać torebki.
A oprócz tego Madryt to po prostu stolica, gigantyczna, zatłoczona, gwarna ale i bardzo urokliwa kiedy już wejdzie się w małe uliczki czy usiądzie w kawiarni.
Czy wegetarianie mają gdzie coś zjeść? TAK, choć można trafić bardzo rożnie. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.