Równo od tygodnia jestem na bardzo długim zwolnieniu lekarskim. Jak na kogoś kto codziennie wychodził do pracy o 8 rano i wracał przed 7 wieczorem, a w międzyczasie podziwiał świat tylko zza krat…wrrrróć! z okna korpo lub autobusu posiadanie takiej ilości wolnego czasu jest istnym szaleństwem.
Jest to poczucie wolności piękne i dezorientujące zarazem niczym zagubienie więźnia, który wychodząc po latach z zakładu celnego cieszy się, a zarazem nie ma pojęcia co dalej.
Przez wspomniany tydzień zdążyłam poczynić kilka obserwacji:
Dzień powszedni. Idę nieśpiesznym krokiem Krakowskim Przedmieściem w godzinach porannych, słońce świeci – jest luksus. Czyli jednak! Życie poza ołpenspejsem istnieje!
- Dzień powszedni. Zakupy w supermarkecie o godzinie 12:00 – co tu robią ci wszyscy ludzie?
Od kiedy na poranną toaletę mam więcej niż 30 minut, we własnej łazience czuję się jak w SPA! Odkryłam, że mam kosmetyki, kremy, maseczki i balsamy, o których istnieniu dawno zapomniałam bo i nigdy nie miałam wystarczająco dużo czasu, żeby się nimi cieszyć.
Mam więcej energii – chcę spotykać się ze znajomymi, zapraszać ich do siebie, wychodzić z domu, zwiedzać, poznawać nowe miejsca.
Drzemka w ciągu dnia nie jest stratą czasu.
I o co tyle szumu z tym “piątek, piąteczek, piątunio!” ?