Z bliżej niewyjaśnionych powodów

Jest taka przypowieść. O pisklęciu orła, które urodziło się w gnieździe kury. Bo w wyniku jakichś bliżej niewyjaśnionych zbiegów okoliczności jajko trafiło nie tam, gdzie przynależało. O pisklęciu, które dorastając myślało, że jest kurą. I które wyrosło na jakby-kurę. Dobrą albo złą. W końcu o dorosłej jakby-kurze, której ulubionym zajęciem stało się obserwowanie latających gdzieś wysoko na niebie orłów. I myślenie o tym, jakże im zazdrości, jak bardzo sama by tak chciała. Jak bardzo z tego powodu cierpi.

Morał, który przytoczyła w tym miejscu Monika – opiekun grupy młodych zdolnych rozpoczynających właśnie swój program rozwojowy dla talentów – był aż za jasny. Tą powiastką przypominała, że ograniczenia są w nas, że trzeba chcieć i sięgać po marzenia, że sky is the limit. Po minie Moniki widać było, że jest bardzo zadowolona ze swojego pomysłu na wielkie entres programu.

Siedziałam tam wtedy przy jednym z tych okrągłych, oskarowo nakrytych białymi obrusami stołów, skrzących się od białej porcelany i kryształów, wznosiłam rytualne toasty za pomyślność i sukces. Uśmiechałam się do tych, których lubię (siedzieli naprzeciwko) i do tych, których nie lubię (siedzieli obok). Słuchałam Moniki. Kiwałam głową.

Znałam tę opowieść. Ale tego dnia przez chwilę zobaczyłam rewers. A później już nic nie było takie samo.

_________________________________________________

Komentarze Facebook