wielkanoc 2014

Nie lubie tej Wielkanocy. Uwaga, ponarzekam troche. Moja niechec to tego Swieta zaczela sie tak w polowie tygodnia. Kazda moja proba sprzatania domu konczyla sie tornadem w postaci mojego syna. Starszego rzecz jasna. Ok, 5 minut byl porzadek po czym przyszedl ON. W czwartek i piatek byly dwie proby malowania pisanek. Pierwsza skonczyla sie krzykiem. Druga rozbitymi jajami i tez krzykiem. W piatek sama tez sie zalamalam, zalamalam tez rece. Na szczescie jest skype i jest mama. O polnocy malowalismy z Matejem pisanki i rzezbilismy baranka (Matej). Nocka zawalona. Wspominalam, ze Vini zabkuje? Ano, zabkuje. Nic gorszego nie ma jak dwojka placzaca chorem. Rano chlopaki poszli na swieconke, a ja na zakupy i zaczelam robic salatki. Sobota nie byla zla. Antek wynagrodzil swoj piatek niespodziewana drzemka. Vini tez z tej ciszy skorzystal i chrapnal. A ja sie waham. Sprzatac czy tez korzystac... Skorzystalam 15 minutowa drzemka. Sprzatanie do poznych godzin nocnych i znow nocka zawalona. W niedziele milo zjedlismy sniadanie i poszlismy na spacer. . Matej poszedl do pracy i zostalam sama. No i tak sobie mysle... Na co komu takie swieta. Tyle stresu, chaosu, a na koniec i tak pol dnia tylko mamy razem. Nie wspominajac o tym, ze Matej w czwartek wolne mial, i teraz we wtorek. Teraz tez wlasnie wyszedl do pracy. I juz na dodatek tego wszystkiego stracilam wszystkie zdjecia z ostatniego tygodnia. Zgrywalam je wlasnie na bloga i nagle jakis error wyskoczyl i tyle je widzialam.

Komentarze Facebook