No i zaczęło się.
Kolka nas jakoś magicznie ominęła, na szczęście.
Za to ząbek daje nam się nieźle we znaki.
O ile pierwsze sygnały zbliżającego się kiełka pojawiły się już po 3 miesiącu, to dopiero teraz wiem co znaczy ząbkowanie. Z literatury niestety wiem, że może być znacznie gorzej...
Jednak mamuchy mają intuicję.
Odkąd Smoczek był dwiema kreskami na teście wiedziałam, że będzie chłopcem.
Czułam też zbliżający się ząbek od ponad 2 miesięcy.
Od wczoraj, małolat wstaje jednak o 3.00 by sobie popłakać. Moje więc względnie przespane noce ( z malutkimi przerwami na pociągnięcie cyca) przeszły oficjalnie do historii.
Trzeba sobie jakoś radzić, a że sposobów jest bez liku przetestowałam wszystko co w łapki wpadło.
Oto kilka patentów na złagodzenie przebiegu ząbkowania:
Farmakologia:
Na rynku jest sporo żeli do stosowania na rozpulchnione, swędzące i bolące dziąsła. Ja zaopatrzyłam się w Calgel w aptece internetowej (bo taniej)
zawiera lidokainę więc skutecznie i dość szybko znieczula dziąsełko.
Ma jednak swoje minusy, należy stosować go z dużą rozwagą. Producent zaleca max 6 aplikacji na dobę, nie częściej niż co 20 min. Ważne żeby maluch kremu się nie najadł. Dlatego też trzeba go wmasować w miejsce wyrzynania się ząbka. Niezastąpiony w sytuacji ewidentnego kryzysu, czyli kiedy nie pomaga nic.