Zastanawiam się czy jestem zadowolona. Marudziłam i marudziłam o tym, że chcę pisać bloga. W domu kilkoro informatycznie rozwiniętych i raptem okazało się, że blog przygotowany do pisania.Tylko dlaczego dzisiaj?Albo umieram, albo mam zakwasy po ćwiczeniach, albo bierze mnie jakiś wirusik. Skutek taki sam, wszystko idzie ciężko.A miało być tak zwyczajnie. I jak zwykle było zupełnie inaczej.Po wysłaniu dziatwy do szkół różnych postanowiłam wraz z Piotrusiem uzupełnić niedobory snu.Już prawie udało mi się odpłynąć kiedy rozległ się przeraźliwy dźwięk telefonu( chyba wszyscy znają to zjawisko- w pewnych sytuacjach wybrany i wydawałoby się przyjemny dźwięk telefonu zmienia się w porażający hałas). Dzwonili moi rodzący, że u nich się zaczyna. I już zaczął się normalny kołowrót: nawiązanie kontaktu z rzeczywistością, zorganizowanie domu na moją nieobecność i zapewnienie opieki Piotrusiowi. Wróciłam wraz z dziećmi, zdążyłam im trochę poczytać-Józio jest na etapie piratów, więc odbyło się spotkanie z piratem Rabarbarem. Nie znałam wcześniej tej bajki,ale tytułowy bohater ujął mnie miłością do żony Barbary i tym, że np.gdy potrzebował rurki wziął długą dziurę i okręcił ją blachą. I niech ktoś spróbuje czytać wyraźnie nieustanne łamańce typu:-Rzekł Rabarbar do Barbary itp.Potem zastrajkowałam i leżę sobie z "kompucią" i oglądam co można zrobić z koralików.W tym właśnie momencie pokazano mi mojego bloga.