Każda z nas chciałby, żeby jej maleństwo wyrosło na szczęśliwego,
pewnego siebie człowieka, który ze wszystkim w życiu sobie poradzi.
Kiedy urodziła się moja córka wyobrażałam sobie dokładnie to samo.
Doszłam do wniosku, że szczęśliwe dziecko wyrośnie na szczęśliwego
człowieka, więc postawiłam na wychowanie bezstresowe. Czy dobrze? Z
początku było super ale teraz nie jestem tego taka pewna. Uznałam, że
dziecko to przecież mały człowiek, który ma prawo mieć własne zdanie,
więc młoda miała takie same prawa jak dorosły. Sama mogła wybierać co i
kiedy chce zjeść, jak się ubrać, decyzja (w granicach rozsądku
oczywiście) całkowicie należała do niej. Chce rysować po ścianie-proszę
bardzo, chce biegać po domu i krzyczeć- cóż.. sąsiedzi jakoś to
przeżyją, niech się wykrzyczy, chce różowe ubrania- w sumie to ja też
bym nie chciała, żeby ktoś mi wybierał w co mam się ubrać..Pełna swoboda
i praktycznie żadnych oczekiwań. Przecież w naturze człowieka leży
potrzeba rozwoju, więc niech decyduje w którym kierunku pójdzie. Typowo
partnerski model wychowania. Bardzo rzadko słyszała słowo nie, bo jak
będę jej odmawiać to przecież zamknie się w sobie i będzie
nieszczęśliwa. Ach, czego te kobiety nie wymyślą w tych swoich maminych
główkach:)Część planu udało się zrealizować. Jest pewna siebie, zawsze
osiąga obrany cel, wie czego chce i potrafi o to zawalczyć. Jest