Strachy na lachy czyli czego boimy się w ciąży.

Boję się.Ostatnio stwierdziłam, że od ponad siedmiu miesięcy boję się permanentnie.Zmienia się jedynie źródło strachu.Na początku bałam się utraty ciąży.Do dwunastego tygodnia każda wizyta w toalecie kończyła się nerwowym sprawdzaniem bielizny.Czy aby się nie zaczerwieniło...Przed drugim usg bałam się czy będzie biło to nasze małe serduszko.Potem bałam się chorób, które przynosił z przedszkola mój syn.Po trzeciej - silnej infekcji, bałam się już nie na żarty, że taka ciągła walka organizmu nie sprzyja poprawnemu rozwojowi dzidziusia.Bałam się nie na żarty na pierwszym usg prenatalnym.Wizja dziecka z zespołem downa prześladowała mnie od samej decyzji poczęcia drugiego malucha.Od czwartego miesiąca spinał mi się brzuch.Oho - powtórka z rozrywki - pomyślałam. Zanim unormowałam sobie skurcze odpowiednio dużymi dawkami magnezu, umierałam ze strachu. Że poronię. Że trafię do szpitala. Że będę musiała rozstać się z Naciem. Przed wizytą u lekarza wyprałam szlafrok, przygotowałam koszulę nocną, wyprasowałam też wszystkie ubranka Nacia, żeby mąż nie miał problemu z ubieraniem go, gdy mnie nie będzie.Lekarz wysłuchał mnie, zbadał, zmierzył szyjkę...Siedząc na fotelu nawet na niego nie patrzyłam, bo nie odpowiednia mimika twarzy mogłaby sprawić, iż umarłabym na miejscu. Lekarz stwierdził, że wszystko jest w należytym porządku i zalecił kontynuowanie przyjmowania magnezu.

Komentarze Facebook