Stara skrzynka.

Jest u nas takie miejsce, gdzie raz w tygodniu można poszperać w tzw. starociach.Uwielbiam spacery po pchlich targach.Kurcze, tak się teraz zastanawiam, czy te moje ciągoty są aby normalne...Bo jak nie lumpeks to pchli targ.Ale nie, nie - spokojnie ( uspokajam samą siebie) - galerie handlowe też uwielbiam.Choć najbardziej podczas wyprzedaży...No ale wróćmy do staroci.W tym właśnie miejscu udało mi się "wytargać" już kilka fajnych rzeczy.Kiedyś za dychę kupiłam drewnianego konia na dłuuuugich nogach. Koń wymalowany był wszystkimi kolorami tęczy, poobłupywany tu i ówdzie. Tylko ja i mój małżonek wiemy, ile czasu zajęło nam zeskrobanie tego wszystkiego z niego "do goła". Konia następnie, zupełnie niewprawnie pobieliłam i stoi.Ku mojemu niezmiennemu zachwytowi.Innym razem kupiłam skrzynię na kółkach z siedziskiem. Widoczną z resztą na zdjęciach.Sądzę, że nikt by nie uwierzył, jak wyglądała pierwotnie.Pobielona.Stoi. Do poprawy przy dobrych wiatrach.Już od dłuższego czasu chodziła za mną skrzynka. Taka drewniana, zwykła, na jabłka. Im starsza - tym lepsza.Którego razu wypatrzyłam taką właśnie na pchlim targu. Strasznie starą. STRAAASZNIE. Handlarz trzymał w niej jakieś bibeloty również na sprzedaż. Byliśmy pieszo, z wózkiem, więc odpuściłam, bo nieść ją przez 6 kilometrów...No nie.No nie...mogłam o niej zapomnieć przez cały  następny tydzień. W końcu pojechaliśmy na targowisko. Była! Stała wśród rupieci. Handlarz na chwilę gdzieś poszedł.

Komentarze Facebook