spontaniczne narodziny tradycji

idea zrodziła się rok temu. Wtedy zaliczyliśmy z dziećmi Morskie Oko. Podróż była długa i dość wymagająca, postoje były średnio co 5 minut, płacz około 7 minut, ale finał był udany, bo do Morskiego Oka doszli wszyscy- z większym lub mniejszym optymizmem oraz większą lub nniejszą ochotą do kontemplacji otaczającej przyrody. Teraz udaliśmy się do Doliny Kościeliskiej. Cel miał być prosty, bo trzeci kurczak już coraz większy, a i kurs dostaje "starczej" zadyszki. Ale nagle kurze zaświtało, że przecież po drodze jest Jaskinia Mroźna i wszak była tam ze swoim tatą w młodzieńczych latach, więc urozmaici swoimi dzieciom te "męczące" wędrówki. Problem w tym, że pomyliły mi się jaskinie i owszem byłam tam, ale nie ją miałam na myśli, kiedy podejmowałam to wyzwanie. Wycofać się nie chciałam, ale najpierw ledwo wspieram się po stromych kamieniach do wejścia do jaskini, a potem w środku ledwo przetrwałam, po pierwsze w kilku miejscach na poważnie się bałam, że nie przecisnęła się z kurczakiem  w brzuchu między szczelinami, po drugie w kilku miejscach wszyscy, nawet dziecko A.( 10 0 cm) musieliśmy iść na kolanach, a po trzecie miałam cudowne trampeczki, które ślizgały się po mokrych kamieniach jak figurówki. Jak wyszłam to wybuchnelam rzewnymi łzami, w środku musiałam trzymać fason, a na pocieszenie dodaj, że jedna pani powiedziała, że należy mi się medal za to, że dałam radę z sześciomiesięcznym brzuchem przeczołgać się przez tą trasę.

Komentarze Facebook