Nacio nie chodzi do przedszkola.Jeszcze.Do żłobka też nigdy nie chodził. Raczej drażliwy to dla mnie - matki kwoki - temat, ale nie o tym chciałam tym razem.Lubię obserwować mojego syna. Uwielbiam odkrywać jego kolejne etapy rozwoju, osiągnięcia.Zachwycam się wtedy i wpadam w głęboką wewnętrzną euforię.Ostatnio zauważyłam wyjątkowo silną potrzebę kontaktów z dziećmi.Często, gdy jeszcze popijam kawkę w naszych pachnących snem pieleszach, obserwuję jak moje dziecię wystaje w oknie, tęsknym okiem spoglądając na plac zabaw, który mamy tuż przed klatką.Zawsze staram się zaspokajać rozwojowe potrzeby naszego malucha, współtowarzyszyć mu w tym i wspierać.Dlatego własnie Nacio za chwilę jednak ruszy do przedszkola.Dlatego w każdej wolnej chwili, gdy tylko pogoda sprzyja, zaciskam zęby i choć nie cierpię żwiru w butach, przedpokoju, sypialni, łóżku i w ogóle wszędzie, gdzie w magiczny sposób ów się dostaje, dzielnie maszeruję z mym pierworodnym na ten nasz plac zabaw, gdzie regularnie umieram z nudów.