Jest dobrze.Jest tak normalnie, że gdyby nie wydęta kulka z przodu, w ogóle bym nie uwierzyła, że noszę w sobie dziecko.Zaczął się ten najprzyjemniejszy - środkowy trymestr i wszelkie dolegliwości, którymi się z Wami wcześniej dzieliłam, ustąpiły.Został tylko wyrzut sumienia, że może trochę wystraszyłam te z Was, które są na etapie macierzyńskich planów lub starań.No ale co - no tak właśnie było. U mnie. Co nie znaczy, że każdą z Was czeka taki przykry początek.Energia wróciła,Humor także. Chociaż mąż nie do końca się zgadza z tym ostatnim...Bo z tym humorem to jest tak, że on dopisuje, gdy my w trójkę w samotności. Ja, mój brzuszny pływak i humor.Gdy pojawia się ktoś nad to na horyzoncie, humor wycofuje się, gdyż wkracza zołza. Słodka zołza, ze słodkim brzuszeczkiem i ciętym językiem. Pracuję aktualnie nad tym, aby ją poskromić.Co udaje się niestety z różnym skutkiem. Nieco ucichła po sobotnich badaniach prenatalnych, gdy okazało się, że pływak posiada głowę, dwie ręce, dwie nogi, serce i mózg z odpowiednimi przepływami, żołądek, pęcherz moczowy, jak na moje oko siusiaka ;-)oraz co najważniejsze - odpowiedniej długości kość nosową;-)Także podsumowując.Przetrwałam.Choć nie wierzyłam, że wszystko, co złe minie - MINĘŁO.Mam bujny biust, nowe jeansy ciążowe i cięty językChodzę na treningi dla przyszłych mam.Zanikła mi talia, ale udko jeszcze nie straszy.Gładzę rosnący brzuchol i szlocham na świątecznej reklamie pewnej kawy.Za każdym razem.Jest cudnie.