Rzecz o zdziadzieniu ciążowym.

Byle nie zdziadzieć.Panie nie pozwól mi zdziadzieć tym razem.Tak jak ostatnio.W pierwszej ciąży zdziadziałam bardzo szybko.Przez złe samopoczucie i zagrożenie ciąży już od drugiego miesiąca przeszłam na zwolnienie.Przestałam udzielać się towarzysko. Chciałam nacieszyć się domem. Spokojem.Wkręciłam sobie, że prowadzenie samochodu jest za bardzo ryzykowne w moim stanie...Do tego stopnia, że po urodzeniu synka musiałam na nowo "oswajać się" z jazdą.Ja - przedstawicielka handlowa, która kilka miesięcy wcześniej spędzała za kółkiem długie godziny każdego dnia.Przytyłam.Bardzo.Czułam się jak waleń.Moja tusza dusiła mnie, gdy siedziałam, spowalniała, gdy chodziłam.I biust mnie dusił. Biust nie do okiełznania. Upychałam go w takie bezszwowe staniki sportowe. Niby. Rozlewał się natychmiast na brzuchu i wyglądałam jak w mordę strzelił, nie obrażając nikogo,  kucharka z baru mlecznego. W białym czepku.I tak się czułam. Jak sześćdziesięcioletnia, okrągła kuchara, bujająca poważnym zadem.Chodziłam jak kaczka, czułam się jak słoń, a słaba byłam jak mucha.Po prawie dwóch miesiącach w łóżku, nie miałam siły dźwigać samej siebie, a co dopiero dzieciaka w brzuchu.W brzuszysku.Raz uklękłam przy dolnej szufladzie komody, żeby coś w niej poukładać.Nie mogłam wstać. Czułam, że za chwilę pękną mi kolana.

Komentarze Facebook