Robale.

W szkole podstawowej mieliśmy takiego fajnego kolegę.Kolega Remik - ksywa Suchy - jako jeden z niewielu dostawał kieszonkowe.Spore.Jego rodzice mieli prywatny biznes, przynoszący takie dochody, że Suchy oprócz kieszonkowego miał też firmowy dres adasia i buty najki. Aaaa zapomniałabym o czapeczce z daszkiem.Chyba nie muszę dodawać, że w latach dziewięćdziesiątych były to nie lada luksusy.Suchy uczył się przeciętnie, natomiast był ponad przeciętnie duży.Wypasiony chłopak.Lubiliśmy go.Był bardzo sympatyczny i miał dobre serce.Potrafił się dzielić.Na przerwie szedł do sklepiku, kupował kilka paczek czipsów, i to kolorowe picie w woreczku ze słomką.Zawsze chętnie dzielił się z tymi, którzy go poprosili.Sama nie raz dostałam łyka ;-)Do dziś mam w głowie obrazek, jak Suchy wchodzi do klasy obładowany sklepikowymi słodyczami.Zazdrościłam mu.Tak.Zazdrościłam mu tej kasy, swobody i dostatku...Mamy z mężem takiego znajomego, który zawsze ponadprzeciętnie zasypywał swoje dzieci różnymi zbytkami. Słodycze, firmowa odzież, owoce, duuuużo owoców, lodówka zawsze przepełniona.Obiecał sobie, że jego dzieci nigdy nie poczują tego co on, gdy nie miał śniadania w szkole.Nigdy nie miewał...Odkąd sięgam pamięcią mój dziadek co roku na każde święta Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy oprócz sterty cudownych prezentów, zasypywał nas mnóstwem czekoladowych figurek. Takich w kolorowych sreberkach.

Komentarze Facebook