Raz na wozie, raz w nawozie

Kiedyś upominałam Alę.  Po raz tysięczny może. Padło więc sakramentalne: "Ile razy ci to mam powtarzać!". Sprawa
dotyczyła sprzątania ubrań, albo odniesienia talerza ze stołu, a może
wykonywania ćwiczeń. Zwyczajnie - jak u wszystkich. A że czara goryczy akuratnie się przelała, poczułam się
rozczarowana po koniuszki palców.  Do Chłopaka zza Lustra marudzę, że  siły już nie mam i że to wszystko chyba bez sensu jest, bo efektów ani widu ani słychu.
 A on rzekł:
Wszystko rodzi się w bólu.
Poczekaj.

Komentarze Facebook