Przy stole.

Moja babcia na trzydziestu kilku metrach kwadratowych wychowała czwórkę dzieci. W jednym pokoju stały trzy łóżka, szafa, mały telewizor i stół z krzesłami. A pokój był maciupci.Stół stał dokładnie na środku.Gdy były święta, imieniny, wszyscy siadaliśmy do tego stołu. Do dziś pamiętam tę stertę poduszek pod pupą, żebym sięgała do blatu.Kiedy babcia podawała ciasto i herbatę, wyjmowała z szafy serwety z frędzlami. Po jednej na każdym miejscu. Na nich stawiała talerzyki, szklanki w metalowych koszyczkach i widelczyki do ciasta.Gdy zbliżała się kolacja, serwetki były zdejmowane i chowane do szafy. Z tejże babcia wyjmowała obrus z grubej ceraty, w kolorowe wzorki. Potem kolejno przynoszone były: kiełbasa na gorąco, sałatka jarzynowa, jajka w majonezie, ogórki kiszone i po warszawsku i patisony w occie. Topione serki, pomidory z cebulką i chleb. A moja ciocia obierała kiełbasę z flaka i karmiłam nią młodszego kuzyna.Po kolacji ciocie, babcia i mama zbierały naczynia ze stołu i wynosiły do kuchni, gdzie jedna osoba je myła, a druga wycierała czystą ścierką.Babcia wycierała ceratowy obrus wilgotną szmatką, składała w kostkę i chowała do szafy. Na stół wracał bieżnik.Gdy ostatnio sobie to wszystko przypomniałam, doszłam do wniosku, że piękny był cały ten stołowy rytuał.Jakkolwiek śmiesznie to nie zabrzmi, my nie mamy stołu w domu. Po prostu, w wyniku kusego metrażu, w dużym pokoju ograniczyliśmy się do stolika kawowego.

Komentarze Facebook