Ostatni miesiąc był miesiącem offline. Trochę z powodu braku sprzętu ale trochę też z własnego wyboru bo przecież telefon i tablet dają również możliwość korzystania z internetu.
Opuściła mnie przyjemność pisania a czy to nie o to chodzi żeby z tego co robię czerpać radość.
W miejsce internetowego świata dopadł mnie głód czytania.
Nieopisana wypełniająca całą mnie, ochota na czytanie książek.
Nic tak nie sprawia przyjemności jak zapach i dotyk książki. Żaden tekst w internecie mądry artykuł czy wpis na poczytnym blogu. Mój organizm odczuwał przesyt tekstu pochodzącego z monitora, zatęsknił za tą prawdziwą książką.
W miedzy czasie biegnąc rano do pracy tuż po pożegnaniu z 9 miesięcznym synem i odprowadzeniem 6 letniej córki wpadłam do sklepu po zapas chusteczek bez których tego akurat dnia nie było szans przetrwać ani pięciu minut. I tak oto mój kosmiczny katar połączony z bólem gardła dobijający mnie tym mocniej im mocniej uświadamiałam sobie że jest środek czerwca został głównym sprawcą zakupu kolejnej książki. Książka chwycona w biegu w zasadzie nawet bez konkretnego powodu. Ot po prostu coś mi w głowie zaświtało żeby kupić i zobaczyć czy ciekawa a przy okazji przestać marnować czas spędzony na dojazdach do pracy. Zamiast witać każdy kolejny korek głośnym nerwowym westchnięciem witać go z uśmiechem i świadomością że dłużej poczytam.
Prawdą jest też, że jako matka poczułam nieodpartą ciekawość o czym jest ten "Projekt Matka"