poranek robota

zaczyna się o 6.00. Robot reaguje na budzik i często wbrew swojej woli wstaje. Wskakuje w kapcie i w znienawidzony przez niektórych domowników, ale jednak ciepły szlafrok. I drepcze, taki oszpecony szlafrokiem robot, do kuchni. Naciska guzik ekspresu, w drugiej ręce trzyma szczoteczkę do zębów i szoruje. Bo najważniejsze, aby obie ręce byl zajęte, aby nie mieć poczucia zmarnowanego czasu no i marnujacej sie wolnej ręki. Więc jak już zęby się wyszorują, to jedna ręka ściąga filiżankę z kawą z ekspresu, a druga podsnosi roletę. Cały czas musi być synchron. Potem obie ręce robią zaopatrzenie dla reszty pracująco- uczącej się- uczciwie dodaję, że nie robią tego dla ojca dzieci, gdyż jest to mój szczątkowy przejaw feministycznych skłonności, że ojciec podobnie jak matka ma dwie ręce, które są w stanie pracować w synchronie i naprawdę nie widzę przeszkód, aby sie włączyły do tych "roboczych czynności". Kiedy wszystkie śniadaniówki, woreczki, bidony i inne pojemniki są napełnione, robot zrzuca z siebie "zohydzony przez innych członków stada" szlafroczek i zaczyna głęboko dumać nad tym, czym by tu dzisiaj zaskoczyć wszystkich w pracy i wrzucić na swoje ciało  z wałkami w pewnych miejscach, ale o tym innym razem. Po namyśle, niezbyt długim, ale dość intensywnym, wybór zostaje dokonany.

Komentarze Facebook