pierwsza

uczennica w nowym pokoleniu starych rodów ojca i matki rozpoczęła dziś swoją długą przygodę z edukacją. Sama uczennica od tygodnia liczyła dni, kiedy to już będzie, od trzech dni odliczała prawie i godziny, powtarzając" ale jestem podekscytowana", a dziś po raz pierwszy od czterech lat wstała pospiesznie o 6.30 i przyszła mnie budzić, że to już pora i że mamy się ubierać. Mam tylko nadzieję, że ta ekscytacja połączona z entuzjazmem zostanie jej jak najdłużej, a być może i na zawsze. Natomiast my rodzice weszliśmy na kolejny level, który trochę nas paraliżuje, że to już i że tacy młodzi przecież jesteśmy i nie chcemy chodzić na wywiadówki, odrabiać zadań i się dyscyplinować codziennie rano, bo nasze spóźnienie to opinia o dziecku. Więc trochę trzeba się przeorganizować, no bo co o nas powiedzą;-)  był i drugi bohater dzisiejszego dnia- pierwszy przedszkolak, który od tygodni oznajmiał dla kontrastu, że on nie pójdzie nigdzie, że przedszkole jest "gupie", że chodzą tam same dziewczyny, że on przestaje jeść, bo nie chce urosnąć, aby gdziekolwiek chodzić. Do przedszkola jednak poszedł bez płaczu jako jeden z nielicznych. Odbierając go zastałam go bawiącego się ze starszymi kolegami ( z byłej Zuzi grupy zresztą), a pani powiedziała, że jest bardzo dzielny, nie płakał wcale, wszystko zjadł , a w trakcie drzemki nie spał tylko odpoczywał.

Komentarze Facebook