No to zaczynamy. Od szlagu.

Oto co napisałam dziś ja, matka in spe dwojga, póki co jednego, Matka Taka Sobie – choć zwykle łykanych w przelocie do kawy blogów na onecie nie komentuję:

A mnie da odmiany szlag trafia, że się rozsądnym ludziom odmawia prawa głosu, tylko dlatego, że “nie wiedzą, jak to jest”. Pewne rzeczy się wie po prostu, to jest dobre, to złe i KONIEC. Póki nie miałam dziecka, nie mogłam się odzywać (a zaznaczam, że odzywałam się w tylko ZAPYTANA o opinię – po co w ogóle pytać, skoro czeka się wyłącznie na potwierdzenie własnej tezy?), bo “nie wiem, jak to jest”. Jak już miałam dziecko, to też nie mogłam, bo “poczekaj na bunt dwulatka”, ewentualnie, bo “nie wiesz, jak to jest, bo ty masz takie spokojne i posłuchane dziecko”. Może i mam. A może mam, bo robię to, co wydawało mi się logiczne, jeszcze kiedy nie miałam? Teraz mam dwulatka, jestem w ciąży z drugim i wciąż czekam, kiedy wolno mi się będzie wypowiedzieć…

A może i dobrze się stało, że mnie tym razem jakoś ten szlag trafił, teraz tak myślę, uspokojona (bezalkoholowym) Lechem. Bo zawsze łatwiej powiedzieć czym się nie jest, niż czym się jest, a to post zapoznawczy w końcu. Więc może ja na kanwie apelu parę słów o sobie:

Jak ktoś, kto ma życiową wolność i nie zna uczucia poświęcenia swojemu dziecku - nie wiem, co to życiowa wolność w ogóle, więc nie wiem, czy ją mam. Dziecku ani psu się nie poświęcam. Bazylii też nie. Mężowi najmniej. Wszyscy żyją, rosną i mają się nieźle.

Komentarze Facebook