Naturalnie.

Kiedyś umówiłam się z koleżanką na kolację.Znamy się już kilka lat, ale jakoś mocniej zżyłyśmy się dopiero w fitnessklubie. Obie uciekałyśmy tam od pieluch.Zawsze patrzyłam na nią z wielką zazdrością. Taaaka zgrabna sylwetka. Śliczne nogi. Cud miód.Po dwóch latach nasze drogi rozeszły się.W końcu, aby nadrobić zaległości, umówiłyśmy się na kolację.Do włoskiej restauracji.W sam raz dla fitnessowych maniaczek.Ja w ramach szalonego grzechu zamówiłam risotto. Takie risotto, o którym śnię nocami do dziś permanentnie.Koleżanka sałatę z kurkami.Nie mogłyśmy się nagadać.O mężach, dzieciach, wspólnych znajomych.Ćwiczeniach...Żywieniu...Wadze.W końcu okazało się, że obie mamy manię codziennego ważenia się...Obie jemy bardzo zdrowo i regularnie zarzynamy się treningami.Obie także łapiemy doła, gdy pomimo to nagle okazuje się, że waga wskazuje pół kilo więcej...Ryczałyśmy przy tym ze śmiechu.I myślę, że wówczas do każdej z nas dotarło, że coś z nami nie tak.Bo przejrzałyśmy się w sobie, jak w lustrzanym odbiciu.Ja przestałam się ważyć.I poczułam ulgę.Aż do czasu, gdy zaszłam w drugą  ciążę.Zanim to się stało miałam wszystko dokładnie zaplanowane.Przed zajściem w ciążę intensywnie ćwiczyłam, żeby jak najlepiej przygotować się do dźwigania maleństwa.Momentami czułam się, jak bokser szykujący się do życiowej walki.Od dłuższego czasu racjonalnie się odżywiałam, co pomagało mi zapanować nad tendencją do tycia.

Komentarze Facebook