Siedzieliśmy sobie na kanapie, w pokoju chłopaków.Ja i mój Frycuś.Zaparzyłam sobie kawy.Kanapa stoi przy oknie. Przed oknem plac zabaw.Frycek uwielbia stać w tym oknie.A ja uwielbiam takie nasze leniwe popołudnia.Siedziałam tak sobie z filiżanką kawy w garści i babską gazetą na kolanie.Paznokcie ładne mam. Żółte tym razem sobie zrobiłam...No i fajnie.Frycuś wspinał się na parapet. I schodził. I wspinał. I marszczył nos śmiesznie szczerząc do mnie zęby. Piękne ma te zębole.Położył głowę na moich kolanach.Zanurzyłam palce w jego włoski.Uwielbiam ten mięciutki puch...Jejciu...Jak to możliwe?Jak to możliwe, że to już rok.Dokładnie rok wstecz leżałam na oddziale położniczym w szpitalu.I to były najgorsze dwadzieścia cztery godziny w moim życiu. Tak bardzo się bałam.UMIERAŁAM ZE STRACHU!Że umrę.Podczas porodu.Już dawno obiecałam sobie, że koniecznie muszę tutaj wszystko Wam opowiedzieć.Frycek jednak zawładnął mną bezwzględnie, dlatego dopiero dziś...Ale od początku.Jaki był mój pierwszy poród - możecie przeczytać TUTAJ .Koszmar.Jak udało mi się w końcu urodzić Nacia siłami natury? Tego nie wie chyba nikt.Tamten poród zostawił trwały ślad zarówno na moim ciele, jak i psychice.Z tego względu razem z moim lekarzem prowadzącym uzgodniliśmy, że drugiego synka urodzę przez cc.Na ten drugi poród uzbroiłam się po zęby.Zdecydowałam, że moją ciążę poprowadzi ordynator. Fantastyczny specjalista, którego wielbię i będę wielbić do końca mych dni.