poszłyśmy z ZU na założenie drenów do uszów, a wyszłyśmy z drenem, parantezą czyli nacięciem błony bębenkowej oraz z adenotomią ( jak ja uwielbiam łacinę;-)), czyli z wyciętym trzecim migdałem. Migdała pozbyłyśmy się z zaskoczenia, bo przez półtora roku leczenia u laryngologa jego temat się nie pojawiał. Owszem była cały czas mowa o asymetrycznym migdale lewym, ale okazało się, że lewy duży, ale może jeszcze być, a trzeci się pojawił w trakcie drenażu , więc przy okazji i go wycięli. ZU doświadczyła swojej pierwszej narkozy. Nie powiem, żeby obyło się bez ataków paniki, ale jakoś się udało z jednym tylko uszczerbkiem w postaci zerwanej żyły przy zakładaniu welflonu, z powodu napinania się i wrzeszczenia. Poza tym były łzy, lekkie wyrywanie przy ubieraniu piżamy i czepka na salę ooeracyjną. No i jeszcze po wybudzeniu ma córka darła się tak głośno, że słyszałam ją aż na drugim końcu korytarza za drzwiami bloku operacyjnego. Ja natomiast doświadczyłam uroczego kempingu prawie na ziemi i prawie pod łóżkiem, bo cieżko było nam mamom zmieścić się w sali z naszymi dziećmi, więc spałyśmy prawie pod ich łóżkami, ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i miejmy nadzieję, że ewentualna powtórka dopiero za rok.