przytrafiło to mi się już trzykrotnie. Dzisiejszy epizod był najdziwniejszy i tak złożony, że aż nie chce mi się w niego wnikać, może innym razem.Ale do rzeczy- kilkukrotnie będąc ze swoją córką w sklepi zdarzyło mi się, że ludzie podchodzą do mnie i mówią mi, że kupią "jej to" i kupują.Szczegóły: wchodzę do sklepu, bo dziecko Z. mówi, że chce pączka, po wejściu jednak zaczyna mówić, że woli lody. No to tłumaczę, że lody nie, bo jest kaszel, bo jest gardło chore, a przecież nie chcemy siedzieć w domu. Prawda?nie chcemy, żeby dziecko było chore? Prawda? (no ja przynajmniej nie chcę). Ale dziecko Z, jak to ono, jęczy i marudzi, że chce loda, chce loda, chce loda i tak bez końca. Podchodzi pani i mówi: ja jej kupię tego loda. Matka, czyli ja: ale ja mam pieniądze, nie chodzi o to, że mnie nie stać na tego loda, tylko po prostu umawiałyśmy się na coś innego.Pani: ale ja jej bardzo chcę kupić tego loda, gardło zdrowieje od lodów. Naprawdę ktoś zrobił dziś dla mnie coś miłego i ja się chcę teraz za to losowi zrewanżować i chce kupić jej loda. Po czym bierze Zuzę na ręce i kupuje jej loda!!!!