Luksusowe półtorej godziny.

Co czuje matka dwójki dzieci wylewając cały, spory garnek świeżo ugotowanego żurku do kibla?Tak! DO KIBLA!Matka trzymiesięcznego niemowlęcia, której w końcu udało się ugotować na obiad coś bardziej ambitnego niż spagetti czy mrożone ruskie?Matka, która żurek ZAWSZE gotuje od serca?Najlepsza włoszczyzna z TEGO JEDYNEGO warzywniaka. Prawdziwa biała kiełbaska z mięsa, a nie z trocin, od TEGO SPRAWDZONEGO rzeźnika. Jaja od zdrowych, szczęśliwych kur. Duuuużo świeżej zieleniny, chrzan... I żur.Koniecznie w szklanej butelce, z przestudiowaną etykietą. Trzy składniki. Sama natura.Pyyyycha.Ugotowałam z myślą o moim czterolatku cały gar pysznego żurku. Bo lubi.Półtorej godziny.Tyle dziś miałam czasu bez dzieci.Luksusowe półtorej godziny.Postanowiłam poświęcić je na zacny żur.Pojechałam na zakupy. Nastawiłam gar. Poszatkowane warzywa. Zielenina. KiełbaskaPosprzątałam kuchnię.Wlewam zakwas...I gówno.Gówno czuję jak nic!Wącham pozostałość w butelce.Nieee no, chyba nie...Sprawdzam datę ważności. W porządku.Próbuję zupę. Cmokam. Ufffff. Wydawało mi się.W takim razie jeszcze odkurzę.Odkurzam, a w każdym pomieszczeniu prześladuje mnie smród.Próbuję jeszcze raz... No niby nie...Chrzanu dodam.Gówno.Gównie to i chrzan nie pomoże!Męka moja i rozdarcie wewnętrzne w związku z zupą trwało minut czterdzieści.Podać? Nie podać? Czy zatruć się można? Czy zakwas powstały w wyniku fermentacji może fermentem trącić? A może jednak mi się wydaje... W końcu to kiszonka.

Komentarze Facebook