kamil stok

Zima to pora roku, która matkom nie sprzyja. Wspominałam już o tym niejednokrotnie, bo to ubieranie, to odśnieżanie, to ciągniecie sanek po chodniku. Ale jeżeli owa matka jest narciarką profesjonalną (no dobra, pół zawodową) to już w ogóle jest koniec zimowego świata. I nie ma się, co oszukiwać, że się da i w ogóle bo jak się nie ma na podorędziu jakiejś ciężarnej, co akurat jeździć nie może tudzież babki albo ciotki to można zapomnieć o jakimkolwiek jeżdżeniu przez kolejne 6 lat do momentu, gdy dziecko tudzież dzieci będą na tyle dobrze śmigać, że nadążą za matką lub ojcem. Choć i tu o Kasprowym raczej zapominamy. To była kolejna próba przekazania narciarskiej pałeczki Zuzie i wyjeżdżenia się w obecności  Antka. Zuza po pierwszym zniechęceniu wykazała nawet w miarę duże zainteresowanie, a i talent nawet jakiś umiarkowany, wiec jest nadzieja, że za rok ogarnie śnieg na potrzeby współtowarzyszenia. Natomiast Antek też ogarnął dwie i pół godziny czekania na siostrę w warunkach mało sprzyjających zamieci śnieżnych i jęczeć zaczął dopiero po rzeczonym czasie, co jest po części usprawiedliwione. Bo ileż można siedzieć na saneczkach, jak śnieg ci wieje prosto w oczy. My z ojcem jednak doszliśmy do wniosku, że to się nie da , bo palce nam zamarzły, zrobiliśmy na szybciora po 5 zjazdów w osobności, bo ktoś musiał pilnować stada.

Komentarze Facebook