Lęk i strach to nie to samo.
Pierwszy paraliżuje mózg. Spowija natrętnymi oparami dotąd, aż zaczynasz w nie wierzyć. Jest długotrwały - smaga tak, aż błogosławisz każdą myśl bez niego.
Prawdziwy lęk jest wtedy, gdy zaczynasz się bać samego siebie.
Strach boli inaczej. Mieszka w sercu. Drży. Zagląda do brzucha. Pyskaty jest - jak każde cierpienie - wypełniony pretensjami i pytaniami: dlaczego? Łatwiej od niego uciec na chwilę: w poszukiwanie nadziei, w pracę, w krzątaninę.
Prawdziwy strach jest wtedy, kiedy bardzo choruje dziecko.
W tym pierwszym pomagała mi afirmacja bodaj z książki Louise L. Hay, Pokochaj siebie
To są tylko myśli, a myśli można zmienić
W tym drugim z uporem powtarzam tę: