Zauważyłam, że od pewnego czasu coraz częściej mówi się, że nie czuć atmosfery świąt.Bo pogoda byle jaka, temperatura na plusie...Bo mikołaje w sklepach od listopada stoją i zdążą się już opatrzyć.I w ogóle te kolejki wszędzie i w galeriach handlowych kocioł i nerw tylko zbiorowy i gotowania tak dużo i sprzątania... I jak z tym wszystkim zdążyć. No jak? Z wywalonym jęzorem chyba jedynie!W zeszłym roku w naszym domu atmosfery nie było. Nerwówka wokół cierpiącego maleństwa, powodowała, że odechciewało się wszystkiego. Choinkę ubraliśmy i trzy świece stały czerwone i takaż latarenka. Ot cała atmosfera. Ja na diecie bezglutenowej, bezmlecznej, bezjajecznej...Było strasznie.Ale wszystko co złe, w końcu mija...W tym roku tak bardzo chciałam moim najbliższym i sobie również wynagrodzić zeszłoroczne braki, że nawet nie wiem kiedy, w między czasie zupełnie, odkryłam jak buduje się prawdziwą świąteczną atmosferę...Pewnie dlatego, że chwilowo mam ten luksus życia w normalnym tempie. Nie muszę żyć dla pracy. Nie muszę pędzić.A jest to podstawa prawdziwego świętowania - ZWOLNIĆ.Zacznę od tego, że chodzę na poranne roraty. Co drugi, trzeci dzień. Zależy jak nam minie noc. Wstaję raniutko, przed szóstą. Wciągam wcześniej przygotowane ciuchy, myję zęby, naciągam czapkę po nos i lecę do kościoła z lampionem w garści.Ja wiem... Kościoły w naszym kraju różne są... Powiedziałabym nawet, że w większości stracić wiarę można, a nie pielęgnować, jednak u nas jest absolutnie wyjątkowo.