ZU chodzi do szkoły z mniejszością romską, szkoła od lat działa w tej "dziedzinie" i sytuacja jest opanowana w miarę możliwości i funkcjonuje bardzo dobrze. Wysyłając ZU do tej właśnie szkoły mieliśmy drobne obawy związane zwłaszcza z tym, że znając naszą córkę jest duże prawdopodobieństwo że dojdzie miedzy nią a wspomnianą mniejszością do jakiejś zależności. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po pierwszym dniu w szkole, pytamy jak było? ZU opowiada, że wszystko ok tylko ci Romowie się jej nie podobają, bo mają stare tosty(!). Dzień drugi ZU opowiada: dziś pan dyrektor opowiadał o bezpieczeństwie, bo na placu zabaw był kontrakt jak się zachowywać, ale ci niedobrzy Romanie go popsuli. Po chwili pytam, czy ma już jakieś nowe koleżanki. Na co ZU mówi: no jeszcze nie mam przyjaciółki, ale postanowiłam, że zaprzyjaźnię się z tą Rumanką, bo jest miła i chuda, nie gruba jak ta wczoraj od starych tostów. Ile my - ojcu dziecka -jeszcze musimy się nauczyć i ile etnicznych wyzwań nas czeka ;)))