Pod szkołą Ostry Siostry są schody.
Wysokie.
Z poręczą.
Klomczel nijak nie da się przekonać, że to nie strażacka rura. Zjeżdża raz po raz i podnieca się. Nic to, że wybrzmiał już dzwonek. Że Ostra Siostra odprawiła rytuały plotkarskie. Odstała swoje z niejakim X. Obrobiła organy niejakiej Y. Pokłóciła się (tudzież pogodziła, bez różnicy...) z niejaką Z. I czeka. Wór z butyma na przebranie wlecze po ziemi, plecak ciężki do ziemi ciągnie Ostrą. Nóziami przebiera. Do domu jedźmy juszszsz.
Klomszczel chce zjeżdżać. Trzyma się rury kurczowo. Wszelkie próby odgięcia paluszków spełzają na nice. Im mocniej matka ciągnie i odgina, tym mocniej się zapiera i wypina.
Impas.
A Ostra Siostra przebiera nóziami.
Ni ma ch...a we wsi - nie da się dziada od rury oderwać. Prośbą, groźbą, wychowawczym szantażem. W oczy patrzeniem i tłumaczeniem. Nje i nje.